środa, 19 lutego 2020

Dom na kurzych łapkach - Sophie Anderson, czyli po szczęśliwym życiu odejść bez żalu


Kiedyś czytywałem dużo książek dla dzieci na głos, teraz mam okazji dużo mniej (i do wnuków jeszcze się nie spieszę), ale z przyjemnością czasem sięgam do takich tytułów, szczególnie gdy tak bardzo cieszą oczy. Okładka, w środku ładna oprawa graficzna i od razu troszkę inaczej czyta się również i sam tekst, bo wszystko tworzy klimat, jakąś całość.
Tak jest na pewno w przypadku "Domu na kurzych łapkach". Choć autorka odwołuje się do swoich rosyjskich przodków, to fabuła moim zdaniem mocno nawiązuje do podań i zwyczajów Ameryki środkowej i południowej (choćby Meksyku). Obcowanie ze zmarłymi, gotowanie dla nich posiłku, wspominanie dobrych chwil z ich życia, śpiewanie i radowanie się, by odeszli w spokoju na drugą stronę to zadanie nie dla wszystkich - wybrani, żyją zwykle trochę na uboczu, nie narzucając się innym ludziom, a nawet unikając ich wzroku. Przecież rytuały przejścia przez Bramę między światami, czyli na przykład budowanie ogrodzenia z kości, może trochę szokować żywych, prawda? A i domostwa Jagów, jak zowią się wybrani, też są specyficzne - to domy na kurzych łapkach, które potrafią przemieszczać się z miejsca na miejsce i posiadają dość wyjątkowe moce. Być może nawet większe niż sami Jagowie, bo ci zajmują się czynnościami, które są dostępne i dla śmiertelników. Żyją dłużej, to daje im mądrość i doświadczenie, ale wszechmocni nie są.

W jednej z takich chatek, wraz z babcią żyje sobie dziewczynka. Marinka od zawsze była wdrażana we wszystko co robiła staruszka i ta w naturalny sposób przekazywała jej wiedzę, by kiedyś mogła przejąć jej obowiązki. Tyle, że choć Marinka nie boi się zmarłych, dużo bardziej interesują ją żywi. Nie wystarczają jej zabawy z domem i miłe chwile z babcią, nie chce być do końca życia Strażniczką obcującą tylko z nieboszczykami. Chciałby spotykać się z rówieśnikami, próbować życia z jego wszystkimi smakami. W tajemnicy przed swoją opiekunką próbuje poszukać trochę wolności... Tyle, że nie przewidziała skutków swoich pomysłów. Samotność ją bolała, ale próby jej pokonania okażą się nieść ze sobą jeszcze więcej bólu. 


Dziewczynka sama musi nauczyć się odróżniać dobro od zła, wyzbyć się egoizmu i dzięki temu odnajdzie swoje szczęście. Jest więc i morał! A dorośli przy okazji lektury (może wspólnej?) mogą wynotować sobie trochę potraw z kuchni rosyjskiej i może coś upichcić (najlepiej też razem). 

Krótkie rozdziały, żywe opisy, ciekawe postacie, odrobina humoru, no i akcja - ta książka naprawdę może się podobać. Dom na kurzych łapkach to ładna baśń o przeznaczeniu, o tym by szukając własnej drogi nie kłamać i nie krzywdzić innych, o dojrzewaniu. I o śmierci. W mądry sposób, bez trywializowania smutku i tęsknoty, ale pokazując, że najważniejsze dla tych, którzy odchodzą i tych, którzy zostają, to dobre wspomnienia, te wszystkie chwile, które sprawiały, że życie było pełne kolorów, piękna i miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz