poniedziałek, 1 kwietnia 2019
Kurier, czyli nie oczekiwałem pomnika...
Mam wrażenie, że Pasikowski traci swój pazur. Kiedyś jego filmy miały nie tylko ten "amerykański" styl, ale i jakiś charakter. "Kurier" jest niby poprawnie nakręcony, a jednak nie ma w nim duszy, jest po prostu poprawny. Czy taki życiorys jak Jana Nowaka Jeziorańskiego, nie zasługiwałby na coś więcej? Moim zdaniem tak i to po wielokroć.
Nie dość, że bohater wypada w tym filmie jakoś wyjątkowo niemrawo, mało bohatersko i nawet powiedziałbym nieporadnie, to sama jego misja zdaje się nam trochę bez sensu. Próbuje z Anglii przedostać się do okupowanej Polski, zajmuje mu to kupę czasu, bo też wszystko zdaje się sprzysięgać przeciw niemu, a na miejscu dowiaduje się, że niepotrzebnie się starał, bo władze Armii Krajowej wszystko to co ma przekazać dawno już wiedzą, a generalnie to zmieniła się sytuacja. I żeby było śmieszniej, przekazuje im to co ma do przekazania jako stanowisko przełożonych (jak to u Polaków dość rozbieżne), a potem dokłada swoje, które jest kompletnie przeciwstawne. No fajny kurier, nie ma co.
Nie, nie odbieram mu odwagi, doceniam upór, rozumiem też złożoną sytuację w jakiej stanęły wtedy nasze władze i dowódcy AK, zostawieni na pożarcie Stalinowi, a jednocześnie już od dawna na talerzu Niemców. Mówię jedynie o tym jak odbiera się główne przesłanie tego filmu: mamy do cholery walczyć, bo nic innego nam nie pozostało i pal licho ofiary... No czyż nie ma w tym patosu? A po Pasikowskim bym się tego nie spodziewał.
Na plus można oddać mu to, że nie stara się opowiedzieć wszystkiego naraz o naszej historii, nie tworzy fresku z masą postaci, skupiając się na jednostce. Tyle, że jednak nie istnieje ona przecież w próżni i warto by jednak przybliżyć ludzi, którzy są obok niego, tymczasem w Kurierze ludzie migają i nawet nie bardzo wiemy kim są i co robią. A bohater? To taka komiksowa historyjka, sporo w niej uproszczeń, niestety brakuje w niej napięcia, daleko temu filmowi choćby do Jack'a Stronga... Walka szpiegów, nieustanne zagrożenie, napięcie w jakim żyją Polacy – niby wszystko tu jest, a spływa po nas jak po kaczce. Chyba najbardziej w głowie pozostaje pomysł Niemców, by przekonać AK, żeby razem walczyli z Ruskimi, rzeczywiście po tylu latach okupacji, ktokolwiek mógłby uwierzyć w dobre intencje Hitlera... Dylemat związany z wybuchem Powstania w Warszawie, brakiem wsparcia Aliantów, brakiem broni i ryzykiem ofiar, mam wrażenie że został trochę zbagatelizowany zakończeniem. Jest optymizm, są flagi, jest nadzieja... Bo tak trzeba pod biało-czerwoną. A my przecież wiemy jak to się skończyło.
Ani to dobre kino sensacyjne, ani ciekawe widowisko. Powiedzmy kilka stopni wyżej niż produkcje teatru telewizji, ale czasem tam napięcia więcej niż tu. Jedynie za młode twarze na ekranie nie mam pretensji, wreszcie trochę odpoczywamy od tego samego zestawu aktorskiego.
Dla kogo jest ten film? Dla wycieczek szkolnych, podobnie jak Dywizjon, gdzie kreujemy listę bohaterów bez skazy i pokazujemy własną wersję historii? To ja podziękuję. Niby nie czekałem na pomnik, laurkę, ale jak dla mnie szacunek dla ludzi pokroju Nowaka-Jeziorańskiego zasługiwał na pokazanie bohatera w sposób bardziej dramatyczny, a nie jak chłopaczka, który po prostu jest uparty, samemu niewiele potrafiąc i wciąż będąc zdanym na innych, którzy muszą go ratować.
Najlepsza z tego wszystkiego: finałowa piosenka :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz