czwartek, 18 kwietnia 2019

Rozmowy z diabłem, czyli Panu Bogu świeczkę... I życzenia


Na czas Triduum Paschalnego zawieszam pisanie notek.
Zwykle wraz życzeniami dawałem coś z lektur ku refleksji, w tym roku trochę nietypowo, bo teatralnie. O Bogu, o wierze, ale i o ludzkim zagubieniu. "Rozmowy z diabłem" Leszka Kołakowskiego to zabawne rozważania filozoficzne na temat natury dobra i zła, które potrafią czasem udawać coś zupełnie innego niż są.

Życzę więc i Wam i sobie,
mądrości, by odróżniać jedno od drugiego,
by w zaślepieniu nigdy nie skreślać i nie osądzać innych,
by mieć otwarte serce na Boga, który często posługuje się ludźmi, byśmy coś od Niego usłyszeli.
Nadziei, aby nigdy nie zgubić światła sprzed oczu, nie dać się pogrążyć ciemnościom.
I miłości, by na tyle, jak potrafimy samemu nieść światło.
Oto rodzi się nowy dzień. Nowe życie. Nowa szansa.
R

A poniżej dwugłos o świetnym monodramie Jerzego Treli (po raz kolejny Scena Mistrzów w Akademii Teatralnej). Miłej lektury. Czy w Wielki Czwartek wypada tak przewrotnie o wierze? A czemu by nie? Lepiej pytać, wątpić, szukać i czasem nawet żartować z siebie samego, niż w sztywnym ramkach dopuszczać jedynie jedną odpowiedź, jedną drogę (i oby nie jeden naród lub jedną rasę).



 Kiedy szłam do Akademii Teatralnej, żeby na Scenie Mistrzów zobaczyć Jerzego Trelę, było mi wszystko jedno czyj tekst przedstawi. Ja szłam „na Niego”. I było tak jak się spodziewałam – Jerzy Trela zaczarował scenę.



Kiedy pogasły światła, wszedł bezgłośnie z bocznej nawy, stanął ubrany w habit zakonny niemal wśród widowni i dopiero po chwili wszystkie oczy zaczęły kierować się na niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I rozpoczął swój monodram (podobno jedyny w swej karierze) oparty na tekstach Leszka Kołakowskiego. To tekst satyryczny, ale tematyka spędzająca sen z powiek filozofom, teologom i zwykłym ludziom… o potędze zła, o Absolucie, o Bogu, miłości, pokusie. Trela jako Ksiądz zadaje pytania i odpowiada na nie, ale to powoduje kolejne pytania, i kolejne, a znalezienie odpowiedzi jakby się oddala. Albo zapętla. Tak jak zapętla się sam ksiądz, który nazywając diabła „niby nic” jednak niemal cały czas odnosi się do niego. Kiedy Jerzy Trela z żarliwością w głosie zaczyna : „Najmilsi moi!” i rozpoczyna kazanie ma się wrażenie, że to będzie ciepły przekaz. Ale nie. Przedstawia nam mizerność naszej egzystencji, ludzkie zakłamanie i grzeszne poczynania. To prosi, to pomści, to błaga. A w każdej odsłonie jest inny. I w każdej WIELKI. Księdzu leży na sercu nasze zbawienie, więc straszy, motywuje, ale nie zawsze odnosi to zamierzony skutek. Momentami aż przysiada ze zmęczenia straszeniem nas diabłem, aby za chwilę niemal przekornie przekonywać nas, że zło jednak jest konieczne. W końcu zrzuca habit i znika w dymie.


Ponownie pojawia się jako diabeł. W cylindrze, w czerwonym krawacie i czarnym garniturze. Patrzy na widownie jakby wszystko o nas wiedział i przestrzega przed pułapkami jakie na nas zastawia. A potem schodzi ze sceny w wielkiej ciszy. A my siedzimy zauroczeni.

Potem są już tylko brawa na stojący.

Trudny spektakl, ale świetnie zagrany. Kolejny Mistrz na Scenie Mistrzów.

Dodam tylko, że spektakl oprawiony pięknie muzycznie iście anielskim sopranem Elżbiety Towarnickiej, jakby utkany z kolorowych dymów snujących się po scenie.

MaGa

M. już prawie wszystko napisała. Ksiądz Bernard w swoim pragnieniu ostrzegania owieczek przed złem (och iluż dziś kałanów tak pogubionych), tak się zacietrzewia, że już sam nie wie czy to zło jest takie straszne, czy jednak malutkie, bo przecież Bóg większy. Śmiejemy się, bo zamiast być mądrym przewodnikiem, sam chyba zapatrzył się tak bardzo na grzech, że nie widzi nic innego. Przewrotność tego "kazania" jeszcze bardziej uwypukla się w jego kontynuacji, gdy diabeł już zrzuca maskę, nie udaje. Ale wciąż z nami pogrywa, wszystko przedstawia tak, abyśmy zaczęli się wahać, przestali się go bać.

I nawet brak słów, by wyrazić zachwyt kreacją Treli, umiejętnością, by nie tylko spory tekst przedstawić w tak zwarty sposób, ale i zrobić to w tak emocjonalny sposób. Raz charyzmatyczny i grążący nam ksiądz, to znów zagubiony i słaby człowiek w sutannie, to przymilający się nam przystojniak, to znów demagog, który w natchniony sposób potrafi znieść wszystkie nasze argumenty.
Kunszt słowa i aktorstwa.

1 komentarz: