Młodzi, ślepo w sobie zakochani i nie wychodzący z łóżka i ludzie po kilkudziesięciu latach związku, gdy jak to mówią ogień dawno wygasł i zostało przyzwyczajenie, znacie te stereotypy? Tu prawdziwa miłość, a tu nuda. Jedni mówią nigdy nie będziemy tacy jak oni, zawsze będziemy się kochać i spędzać każdą chwilę razem oraz drudzy, którzy patrzą na młodych trochę z politowaniem, ale i z zazdrością. Taki to punkt wyjścia wybrał sobie Cezary Harasimowicz w swoim tekście Czworo do poprawki, a jego wystawieniem zajęła się Fundacja Garnizon Sztuki, założona przez Grażynę Wolszczak i Joannę Glińską. Spektakl w reżyserii Agnieszki Baranowskiej możecie zobaczyć np. w Warszawie w Teatrze IMKA. Jak widzicie różne obsady, a zamiennie z Grażyną Wolszczak gra jeszcze Katarzyna Herman. Ja trafiłem na wieczór gdy żywiołowo grała właśnie ona, a jej partnera grał Wojciech Wysocki i chętnie bym zobaczył jeszcze kiedyś zarówno Wolszczak jak i Machalicę, bo mam wrażenie, że będą grać trochę na innych nutach. Tu przecież każdy może włożyć w swoją postać kawałek siebie, coś charakterystycznego co ubarwi bohatera i sprawi, że publiczność będzie go lubić. Wysocki gra pantoflarza, trochę już zgorzkniałego, ale i potrafiącego czasem odgryźć się żonie.
Obie pary spotykają się w pensjonacie, dla jednych to kolejny etap upajania się ich związkiem, dla drugich raczej ostania okazja by gdzieś razem pojechać, bo obojgu wydaje się, że ratować ich relacji już nie ma co. Okazuje się jednak, że nie tylko w długoletnim małżeństwie przeżywa się konflikty i brakuje porozumienia. Ba, może nawet rozczarowanie bardziej boli, bo przecież dotąd żyło się jakimiś złudzeniami, które nie zdążyły skonfrontować się z rzeczywistością. Co też może wyniknąć ze spotkania dwóch par. Czy rozmawiając z kimś innym, zrozumieją coś więcej o sobie?
Całkiem zabawne i powiedziałbym że to tekst z tych bardziej refleksyjnych, a nie jedynie do pośmiania się z głupich pomyłek i zabawnych sytuacji. Tu sedno tkwi w ich emocjach, które będą musieli nauczyć się wydobyć na wierzch, powiedzieć szczerze o tym, o czym albo zapomnieli albo nie mieli jeszcze odwagi powiedzieć. I to właśnie mi się tu podoba. Moja sympatia i uwaga była oczywiście skierowana na małżeństwo ze stażem (sam mam 21 lat z obrączką), więc to oni moim zdaniem zasługują na większe brawa, ale zarówno Agnieszka Sienkiewicz jak i Marcin Korcz radzili sobie z tą konwencją bardzo dobrze. Najpierw wyzłośliwiając się nad sąsiadami z pokoju obok, a potem znajdując w nich świetnych i mądrych kompanów.
Trochę stereotypowych żartów z różnic między kobietami i mężczyznami, ale generalnie niegłupie dialogi, jest pikantnie, ale nie wulgarnie, bardzo duży ode mnie plus za pomysł na finał, jakieś ciepełko w serduchu gdy wychodzisz myśląc o kimś bliskim i planujesz jakieś miłe chwile razem. Chyba za rzadko staramy się coś zrobić dla tej drugiej połowy, choćby miły, zaskakujący gest, uważając że skoro jesteśmy razem, to one nie są już potrzebne.
A choćby wyciągnięcie albumu ze zdjęciami, kolacja, spacer, kwiaty, może teatr... mogą sprawić że znowu coś zaiskrzy jak za dawnych lat. Hasło jakie niesie ze sobą ten i jeszcze kilka innych projektów Fundacji #pokochajmysie jak najbardziej zasługuje na brawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz