Historia wciąż
potrafi nam dostarczyć tyle wstrząsającego materiału na reportaże, że
nic tylko zakopywać się w archiwach i wydobywać na światło dzienne
kolejne zapomniane fakty i postacie. Bohaterów i zbrodniarzy. Trzeba
jednak umieć panować nad materiałem, żeby stworzyć opowieść, którą chce
się czytać, nie zarzucić czytelnika datami, nazwiskami, wciągnąć w jakąś
historię. Mam wrażenie, że Patricii Posner się to udało, choć tak
naprawdę można by spokojnie wydzielić z tego co napisała dwie odrębne
książki.
Pierwsza z nich to życiorys Victora Capesuisa, aptekarza z
Rumunii, człowieka który potrafił płynąć na fali kariery, nawet jeżeli
trzeba było poświęcić przy tym jakieś swoje zasady moralne. A może ich
nie miał? To właśnie ciekawe pytanie, powracające nie po raz pierwszy.
Banalność zła... Tłumaczenie się rozkazami, brakiem wyboru,
uwarunkowaniami, nawet szukanie dla siebie jakichś argumentów na obronę,
że przecież w tych warunkach, to nawet jakiś ich wykonany od niechcenia
gest mógł ratować życie. O tym ilu nie uratowali woli się wtedy pewnie
nie myśleć.
Jest jeszcze druga opowieść, równie ciekawa, choć niestety tu jak dla mnie zbyt mało rozwinięta.Można
powiedzieć, że to wstęp do tego by pokazać sytuację ludzi takich jak
Capesius, możliwości robienia przez nich kariery choćby i w SS.
Powiązania wielkich firm, choćby koncernów farmaceutycznych (dla jednego
z nich pracował przed wojną Capesius, chodzi o IG Farben) z machiną
wojenną Hitlera to temat nie mniej wstrząsający jak ukazanie zbrodni
pojedynczych ludzi. Może nawet cała wojna wyglądałaby inaczej, Niemcy
nie myśleliby na tak wielką skalę o różnych planach, gdyby za dowódcami
nie stali zwykli biurokraci, którzy w głowie mieli jedynie pieniądze,
liczby, rubryki. Jeżeli życie ludzkie da się przeliczyć na pracę, na
zysk, to potem wszystko jest kwestią względną, a zasady moralne
przestają mieć znaczenie. Skoro nie musisz przejmować się dostarczaniem
wciąż nowej siły roboczej, to nawet przestaje ci zależeć na tym, by
wydawać pieniądze na ich karmienie, utrzymanie. Mało o tym się mówi, że
dzisiejsza potęga niektórych firm niemieckich, ma źródło między innymi w
interesach jakie robili z Hitlerem, czasem po prostu korzystając z
zamówień dla armii, ale bez skrupułów korzystając z taniej siły
roboczej. Przy obozach koncentracyjnych budowane były całe kompleksy
fabryczne, w których więźniowie musieli pracować. Nie dla armii, dla
firm, które płaciły armii za ich "wypożyczanie". Interes się kręcił. I
nikt nigdy tego tematu zbyt głęboko nie ruszył (czy ktoś wie o procesach
dla zarządów tych firm lub konfiskacie ich majątków?), bo to przecież
uderzałoby w fundamenty kapitalizmu. A Niemcy musiały być przez kogoś
odbudowywane... Nie wiem czy ten temat, jedynie zarysowany na początku
książki, nie wstrząsnął mną bardziej niż sama historia Capesiusa.
Uświadomienie sobie tych olbrzymich sum jakie wchodziły w grę, tej
biurokratycznej obojętności wobec losu ludzi, pokazuje trochę inne,
mniej znane oblicze wojny.
Sam
Victor Capesius. Cóż... Takie życiorysy znamy niestety aż za dobrze.
Gdy mają okazję, ludzie ci stają w jednym rzędzie przy oprawcach i nawet
nie odwrócą głowy widząc mordowanie. Tak trzeba i już. Co by im groziło
za odmowę zaangażowania np. w przyjmowanie transportów w Auschwitz i
decydowanie kto od razu ma być zabity, a kto ma iść do pracy? Co by im
groziło za to, że zainteresują się po co mają zamawiać śmiertelną
mieszankę w olbrzymich ilościach i dostarczać ją potem do komór
gazowych? No co? Koniec kariery? Odcięcie od nieprzerwanego źródła złota
i rzeczy jakie można było kraść z magazynów gdzie gromadzono wszystko
to co odbierano przybyłym do obozu (choćby wyrywane zęby)...
Książka
zawiera tyle udokumentowanych faktów, że tym bardziej boli los
Capesiusa po wojnie. Te jego wszystkie próby oszukiwania w trakcie
śledztwa, kpienie ze świadków, proces i kary, które trudno nazwać
sprawiedliwością, w zderzeniu z tym jak świetnie potrafił zebrany
majątek zainwestować, jaką estymą cieszył się wśród sąsiadów w
miasteczku, dla nas są szokujące, choć chyba nie dziwią, bo niestety
takich historii było sporo. Ci którzy wydawali się normalnymi ludźmi, w
czasie wojny okazywali się gorsi od najgorszych zwierząt, a potem znowu w
garniturach udawali spokojnych obywateli swojego kraju, są dla nas
dowodem na to jak wiele krzywd i zbrodni nigdy nie zostało rozliczonych.
Nawet nie chodzi tylko o kary, ale nikt nawet za nie nie przeprosił,
nie poczuwał się do winy.
Dobrze, że takie książki się ukazują. Bo
nie pozwalają zapomnieć. Ale są również ostrzeżeniem, że granica
pomiędzy tym co dobre i złe, przez niektórych ludzi może być zacierana w
zależności od ich interesów. Oto przeciętny człowiek, pamiętany jako
bardzo życzliwy dla wszystkich, staje się cynicznym potworem, dla
którego jedynym kłopotem związanym z wykonywaną w Auschwitz pracą, jest
smród z palonych ciał. O tym że kilka godzin wcześniej posłał tych ludzi
na śmierć, nawet nie myśli. Skazany na dziewięć lat więzienia,
odsiedział jedynie trzy. I nawet nie chce się już tego komentować.
A lekturę polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz