poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Ukryte godziny - Delphine de Vigan, czyli po co tak pędzisz?

Paryż! Wieża Eiffla, Montmartre, bohema, Edith Piaf, kawiarenki… Nasze marzenia o chodzeniu jego uliczkami. Nie, to nie jest książka o turystach, którzy to oglądają, słuchają, zwiedzają, to książka o mieszkańcach wielkiego miasta. To opowieść o paryżanach, którzy tu żyją i pracują. Ściślej o dwójce paryżan. Mathilde jest wdową z trójką dzieci i pracownicą korporacji na wysokim szczeblu. Jacques jest niedoszłym chirurgiem, który stracił kilka palców i teraz pracuje jako lekarz pomocy doraźnej. Ona nieopatrznie na zebraniu wygłosiła zdanie odrębne do szefa i teraz jest przez niego psychicznie niszczona; on rozstał się właśnie z miłością swojego życia i walczy ze zmęczeniem wywołanym nadmiarem pracy i tęsknotą za ukochaną. Jej życie zamyka się w kole: dom-metro-praca-metro-dzieci-dom; jego: dom-praca-korki-praca-korki-praca-dom. Oboje zaczynają ocierać się o depresję.
To może dziać się gdziekolwiek. Berlin, Madryt czy Warszawa, bez różnicy, bo to opowieść o brutalizacji życia w wielkim mieście, o machinie niszczącej ludzi, ich emocje i uczucia. O tęsknocie za bliskością drugiego człowieka, która nie sprowadzałaby się jedynie do zapachu perfum „zaklętych” w tapicerce auta. To opowieść o strachu pracowników, strachu dzieci, strachu ludzi starych i chorych. Tętniące życiem miasto, wokoło inni ludzie, a w tym wszystkim jest często w pakiecie mobbing, osamotnienie, brak empatii.
Delphine de Vigan w „Ukrytych godzinach” daje nam obraz czasów współczesnych, gdzie jesteśmy otoczeni mnóstwem osób, a tak naprawdę jesteśmy sami. Gdzie na zewnątrz pokazujemy twarz uśmiechniętą, a w duszy krzyczymy o chwilę uwagi, zrozumienia. Nauczono nas, że nie ma co prosić o pomoc, bo to może świadczyć, że jesteśmy mało „cool”, mało zaradni, jednym słowem „do niczego”. Firmy nastawione na zysk wyciskają pracowników jak cytryny, a potem pozbywają bez żalu. Jesteśmy przepracowani, zmęczeni, po trochu sami robimy się nieczuli i niesprawiedliwi względem innych, zamiera w nas empatia. Tak jak w bohaterach powieści.
Autorka prowadzi nas ścieżkami myśli i odczuć dwójki bohaterów. Pokazuje jakie z dnia na dzień zachodzą w ich psychice zmiany pod wpływem zdarzeń, które napotykają, jak narasta frustracja, która prowadzi spokojnych dotąd ludzi do złych, morderczych myśli, do agresji, do nienawiści do innych. Pokazuje jak desperacko pragną znaleźć kogoś, kto ich zrozumie, wysłucha, wspomoże. Całym sercem chcemy, żeby się spotkali… los płata różne figle, zabiera nadzieję, potem ją oddaje. Czy dojdzie do ich spotkania i jak to się skończy – oczywiście nie powiem.
Świetna książka dla kogoś, kto czasami myśli o tym dokąd zmierza ten świat. Dokąd zmierzamy my wszyscy, mamieni światem z reklam, słuchający coach’ów i ich światłych rad do czego to jesteśmy zdolni, tylko trzeba chcieć. Zmęczeni ponad miarę, tak jak bohaterowie powieści, stajemy się jak oni: nieczuli, zgorzkniali, pełni goryczy. Osamotnieni zmagamy się z własnymi lękami, walczymy z rzeczywistością, która nas przytłacza, niszczy, zabija – oto nasz dzień codzienny na początku XXI wieku.
Dokąd tak pędzimy i po co?
Polecam.
MaGa





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz