Kolejny wyjazd
służbowy, szykuję sobie kilka tytułów do walizki, licząc na jakieś
wieczory z możliwością poczytania. Jak zwykle będzie przynajmniej jedna
rzecz kryminalna. Co ja na to poradzę, że tak lubię takie klimaty. W
najbliższych dniach więc zdaje się, że aż 4 notki z różnymi nowościami z
tego gatunku.
Na początek nowe dla mnie nazwisko, choć to wcale nie
debiutant. Mariusz Koperski, choć sam nie góral, właśnie tam osiadł i
zdaje się, że przez ten czas nie tylko został zaakceptowany, ale i
poznał trochę to środowisko. To się czuje w jego kryminale i w postaci,
którą stworzył. Komisarz Karpiel niby wyjechał z Zakopanego do Warszawy,
ale czujemy że chętnie by wrócił na stare śmieci. To jego emocjonalne
rozdwojenie, miłość i jednocześnie wściekłość, że tak szybko to miasto
się zmienia, zadeptywane przez turystów, zalewane przez kicz i
nowoczesne koszmarki, nie tylko rozumiem, ale i podzielam. Wbrew pozorom
to środowisko gdzie ludzie się znają, sporo o sobie wiedzą i bez
dogadania się z miejscowymi lepiej tu nic samemu nie zaczynać, bo można
zostać z niczym. Górale są pamiętliwi, charakterni, ale i otwarci na
szczerość. Kochają dutki, turystów trochę mniej, pewnie traktując ich
jako zło konieczne, powiązane z tym pierwszym.
Trochę tu tej
atmosfery miasta, lokalnych układów znajdziemy, szkoda że nie samych
Tatr, które kocham, może jednak doczekam się tego w kolejnych
powieściach? Kto wie...
Wszystko zaczyna się od
bardzo dziwnego morderstwa dokonanego w samym centrum miasta, w biurze
jeden z fundacji. Sprawca wcale nie starał się ukrywać tego co zrobił,
zabił z zimną krwią przed kamerą przemysłową, dodatkowo jeszcze
przesyłając taśmę do mediów. Policja ma więc sporo materiału, ale
żadnych konkretnych tropów, którymi można by pójść dalej. Komendant,
wyczuwając że i tak przy nowe władzy długo na stanowisku nie pociągnie,
traktuje sprawę dość honorowo i ściąga do pomocy starych znajomych,
którym w stolicy też już robi się ciasno, a ich zespół zajmujący się
najtrudniejszymi sprawami ma zostać rozwiązany. Teraz, trochę
nieformalnie mają zająć się sprawą, którą komendant chce rozwiązać na
koniec swojej kariery.
Pewnie ciekawi jesteście skąd w tytule giełda
milionerów... Ano kto zna sztukę teatralną "Wizyta starszej Pani" będzie
wiedział o co chodzi. Sytuacja gdy ktoś z wielkimi pieniędzmi
przyjeżdża do miasteczka, gdzie potrzeb jest wiele wywołuje zawsze wiele
napięć, nie tylko bowiem rozpoczyna się festiwal potrzeb, ale i
naruszany jest dawny układ interesów. Od zawsze było wiadomo kto ma
pieniądze, kto się liczy, a tu nagle taka zmiana. Policjanci będą
musieli zrozumieć więc jaką rolę sprawca przypisał ekscentrycznym
milionerom, mordując właśnie w ich fundacji. Czyżby chciał w ten sposób
coś powiedzieć? Komu można w takiej sytuacji zaufać i kogo pytać jeżeli
wszystkie ślady prowadzą ku przeszłości, o której nikt nie chce
rozmawiać? Jak się okazuje zamordowany obywatel tego miasta, wcale nie
był tak szanowany i uczciwy jak powszechnie się o nim sądziło.
Czyta
się błyskawicznie. I choć może nie ma tu nic specjalnie oryginalnego,
ten kryminał może się podobać. Plusy: sympatyczny bohater, kilka
ciekawych postaci drugoplanowych, niejednoznaczne poszlaki i trzymanie
nas w oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki prawie do samego końca. No i
kolejny plus za Zakopane, które mimo wad kocham nieustannie. Minusy...
Czy ja wiem. Pewnie jednym z najważniejszych jest fakt, że jak się czyta
kilkadziesiąt kryminałów w roku, to ten niestety się nie wyróżnia jakoś
znacznie spośród nich. Ale cóż. O Mrozie też zapomina się zaraz po
przeczytaniu.
„Zakopane
pełne jest teraz jakichś obcych, mieszańców i przebierańców. Dawniej to
przynajmniej człowiek ich jakoś rozpoznawał, wcześniej Żydów, potem
Cyganów, a teraz? Pomieszka toto rok albo dwa na Podhalu i już dupę
wbija w bukowe portki albo góralską spódnicę. Myślą, że jak ich stać,
żeby tu sobie postawić jakąś willę albo pensjonacik, to już mają prawo
się panoszyć i czuć się jak u siebie. Gówno prawda! Swój to swój, a obcy
to obcy! Nie mam racji? Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko
turystom. Wiadomo, żyjemy z nich. Ja nawet bardziej niż pan. Ale niech
posiedzą, odpoczną, polatają po górach, a potem won do domu!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz