MaGa:
Trzeba mieć nie lada fantazję, żeby postaci rodem z powieści
Czechowa przenieść w świat współczesny i zrobić z tego komedię
lekką jak piórko. Wystarczy jedynie pozostawić je samym sobie z
ich myśleniem „po czechowsku” i takim samym spojrzeniem na
świat, ale w innych realiach. Mnie to bawi. Bo oto w domu na wsi
mieszkają podstarzali Wania (homoseksualista) i Sonia (niby-siostra,
bo adoptowana przez jego rodziców dziewczynka). Rodzice, miłośnicy
Czechowa nadawali dzieciom imiona z jego utworów, nie dziwi więc,
że kolejna siostra Wani ma na imię Masza. I oto, jak w „Wujaszku
Wani” siedzą sobie przed domem Wania i Sonia i jak to u Czechowa
smędzą (jakby powiedzieli młodzi), z tęsknotą w głosie
opowiadają o tym co było, co utrwaliło się w ich pamięci, o czym
marzyli. I o ile w oryginale Wania i Sonia graliby na dramatycznej
nucie, o tyle tutaj robią to z lekkim zabarwieniem komediowym. To
odwoływanie się do „Wiśniowego sadu”, tutaj składającego się
z kilku drzewek, to nawiązywanie do utworu, z którego pochodzą ich
imiona, to ciągłe nawiązywanie w rozmowach do dzikiej kaczki
(kolejny rekwizyt z „innej bajki”, „Dzika kaczka” Ibsena), a
w tym wszystkim służąca dynamiczna i żywiołowa Kasandra
umiejąca przepowiadać przyszłość (kolejna i już zupełnie inna
bajka). Przyjeżdża do nich siostra Masza (jak ta z „Trzech
sióstr”), hollywoodzka gwiazda filmowa przywożąc ze sobą
Rosjanina (a jakże), kochanka, o połowę młodszego od niej samej.
Masza pragnie sprzedać dom i wysiedlić rodzeństwo, ale niejako
przy okazji będzie musiała pójść na bal jako królewna Śnieżka
(kolejna bajka), pilnować kochasia, który ugania się za Niną (jak
z „Mewy”), a ta z kolei jest pod wrażeniem sławy Maszy i
najchętniej wpatrywałaby się w nią jak w obraz. Spike z kolei
wygląda jak wyjęty z Big Brother’a amant klasy z końca alfabetu.
Zaczerpnięte z twórczości Czechowa postaci i tematy, w inteligentnych dialogach, stają się dla autora Christophera Duranga pretekstem do opowiedzenia w zabawny sposób dziejów pewnej rodziny, która mimo narzekań, kłótni, małych zawiści i dużych problemów w ciężkich chwilach umie znaleźć drogę do swoich serc, scalić zerwane więzi i polubić się na nowo. Jak to w komedii, wszystko kończy się dobrze, a my mamy dwie godziny świetnej zabawy. O ile treść tej komedii jest lekka, łatwa i przyjemna, to zagrana jest rewelacyjnie! Wania (i jednocześnie reżyser – Maciej Kowalewski) w świetnym dialogu ze Spike’m, Sonia (Dorota Landowska) rewelacyjna w tych swoich przemianach, Spike – z tą swoją muskulaturą i udawanym rosyjskim – efekt och!, wdzięczna i dziewczęca Marianna Janczarska rozczula jako molekuła, a Jowita Budnik jako Kasandra, z tym swoim talentem do wzbudzania śmiechu – jest mistrzowska. I na koniec Masza (Ewa Błaszczyk) - gra z efektem wow! Jest boska i jako sekutnica i jako Śnieżka i jako zmęczona kobieta. Każdy gest, każda mina, każde uniesienie rąk … jest jedyne w swoim rodzaju.
Fajna,
lekka sztuka, taka na relaks, wyciszenie i uśmiech.
Polecam.
Cóż, tym razem nie piszemy recenzji dialogowanej, ale też chyba mocno różnilibyśmy się w opiniach. Choć wszystkie odwołania do Czechowa były czytelne i całość też miała klimat jego twórczości, tym razem chyba zabrakło mi jakiejś głębi w tym przedstawieniu. Nostalgia w jakiej tkwią bohaterowie kontrastowana z komediowością niektórych postaci, raczej mi przeszkadzała niż sprawiała frajdę. Ani to komedia, ani też dobry dramat.
Szczerze - chyba najsłabsze przedstawienie jakie widziałem w tym roku. Cóż - może nie mój dzień. Nawet aktorsko nie potrafię nikogo wyróżnić, choć siedząc bardzo blisko sceny, powinienem móc docenić ich grę lepiej niż w innych przypadkach. Przyjemność sprawiła Jowita Budnik, jako dość kuriozalna postać służącej Kasandry - nawet jej nie poznałem na początku, tak jest inna w tej roli.
Ewa Błaszczyk - miło widzieć ją na scenie (bo dawno nie miałem okazji), ale żeby pokazała tu coś wyjątkowego powiedzieć nie mogę. Dobrze że M. napisała coś więcej, bo ja prawdę mówiąc najchętniej Wanię, Sonię, Maszę i Spike'a pominął bym milczeniem.
R.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz