Muzyczny motyw
przewodni opery Wagnera „Walkiria” jest zapewne znany każdemu, choć nie wszyscy
zdają sobie z tego sprawę. Mocna muzyka, narastająca brzmieniem, kojarząca mi
się z czymś groźnym, mrocznym. Ten motyw nęci, niepokoi, jednak oczywiście
włączają się stereotypy: co może zaoferować muzyk niemiecki przy takim Vedim
czy Bizecie? Opera w niemieckim języku? Jak można coś w nim stworzyć, co nie
zaboli naszych uszu. I jeszcze Brunhilda! W naszym języku brzmi jak grzmot w
czasie burzy. Och, to myślenie stereotypami i schematami. Od dzisiaj: precz!
Niech żyje intuicja!
„Walkiria”
wystawiona przez The Metropolitan Opera
HD Live, którą obejrzałam w kinie Praha dzięki nazywowkinach.pl rozłożyła mnie
na łopatki. Nie znam się na muzyce, Wagner do tej pory był mi obojętny,
niespecjalnie podoba mi się język niemiecki i gdyby nie ta nieustanna
ciekawość, co też może kryć się za tym muzycznym motywem, w jaki sposób został
przez twórcę wykorzystany, za nic w świecie nie poszłabym na tę operę i w ten
sposób straciłabym możliwość obcowania z
czymś tak pięknym. Bo ta opera jest arcydziełem, a jej wystawienie przez Met.
Opera jest niebywałe i olśniewające.
Nie będę streszczać treści opery, bo to można znaleźć w necie, powiem tylko, że to opera z najładniejszym librettem. Jest w niej jest dynamiczna akcja, mocne emocje, kilka światów (zupełnie jak w serialu „Walka o tron”) i różnorodne postaci. I oczywiście głosy! Jeszcze nie znam śpiewaków po nazwiskach, uczę rozpoznawać się głosy, ale trzeba tylko chcieć. Mylę soprany i mezzosoprany, basy z barytonami, ale tak naprawdę w niczym mi to nie przeszkadza, bo chłonę muzykę emocjami jakie w nas wzbudza. A wzbudza ogromne. Szczególnie jak się widzi co walkiria Brunhilda potrafi zrobić z głosem (Christine Goerke). Wierzyć się nie chce co ona wyprawia z językiem, jakie piękne dźwięki potrafi uzyskać. Albo jak się widzi i słyszy wszystkie walkirie śpiewające jednym głosem. To magia. Piękny duet rozdzielonego przed laty rodzeństwa Zygmunta (Stuart Skelton) i Zyglindy (Eva-Maria Westbrock) czy pożegnanie ojca (Greer Grimsley) z Brunhildą to naprawdę wzruszające momenty. A jest jeszcze Hunding, mąż Zyglindy (Gunther Groissbock) z mocnym głosem i wspaniałą mimiką oraz żona Wotana, Eryka (Jamie Barton).
Przekaz
filmowy ma jedną ogromną zaletę – mamy bohaterów opery na wyciągnięcie ręki;
widzimy każdy szczegół charakteryzacji, sposób ułożenie ust śpiewaków,
szczegóły kostiumu, nawet wzór na sukni. W każdym momencie mamy wszystko tak
blisko, że niemal ma się wrażenie uczestnictwa w spektaklu. I proszę mi wierzyć
– robi to różnicę. A jeśli ma się to wszystko wykonane przez największa Operę
świata, to po wyjściu, można szepnąć tylko: WOW!
Jakby tego
wszystkiego było mało cała inscenizacja tego spektaklu była właśnie taka WOW.
Złożona maszyneria początkowo wyglądająca jak klawisze fortepianu, wraz ze
zmieniającą się akcją i różnorodnym sposobem oświetlania, przekształcała się w
las, wzgórze, krainę Walhalli, cwałujące konie czy na koniec płonącą górę.
Kiedy to się dzieje na naszych oczach to się wie, że patrzymy na majstersztyk
pomysłu i wykonania. Na scenie dzieją się cuda, a widzowie patrzą zachwyceni.
Bo jest to spektakl zachwycający. A ja miałam szczęście w tym uczestniczyć.
I tak sobie
myślę, że zwykła ciekawość sprowadziła mnie do kina Praha, a przeżyłam kilka
godzin w zaczarowanym świecie pięknej opowieści, która mnie oczarowała,
zachwyciła i porwała. Już wiem, że pójdę na kolejną operę, a potem kolejną …
Cóż mogę
powiedzieć na koniec… spróbujcie byś ciekawi, bo możecie trafić na magię. Tak
jak ja.
MaGa
Nie byłam na tym spektaklu, ale brzmi interesująco.
OdpowiedzUsuń