
Rzecz to niesłychana… nie, nie… pani nie zabije pana. Natomiast zachwyca się młodym chłopcem, który na spektaklu „Śluby panieńskie” zaśmiewał się perliście, a ja w nim widziałam siebie - na innym spektaklu Fredry, bo na „Zemście” tylko ponad 40 lat temu, w tym samym teatrze. Można więc przyjąć, że Teatr Narodowy umie wystawiać Aleksandra Fredrę. Przyznam, że poszłam na tę sztukę w zastępstwie, a męża ciągnęłam niemal siłą, bo mając sporo lat za sobą najróżniejszych wersji widzieliśmy sporo i gdzieś kołatała się myśl: ile razy można to oglądać? Po niemal trzech godzinach wychodziliśmy z teatru zachwyceni, roześmiani i do tej pory ilekroć wspomnę te „Śluby panieńskie” – zaczynam się uśmiechać. A dodatkowo, gest powitania Albina wywołuje u mnie spazmy śmiechu (jak u tego młodego człowieka z początku tekstu).
„Śluby panieńskie” w tej obsadzie, w tej scenografii i muzyce, grane od ponad 12 lat nie nudzą się widzom i wcale się temu nie dziwię. W tym wykonaniu język przemawia, jest zrozumiały, komunikatywny, ludzki. I – jako komedia – bawi. Nareszcie klasyka bawi! Widzowie wychodzą po spektaklu w doskonałych humorach, czego byłam świadkiem i to zarówno ci w wieku starszym jak i młodzież. Coś niebywałego!

A obsada wyborna: Jan Englert jako Radost jest rewelacyjny jako wuj Gustawa, w którym widzi samego siebie w młodości. Niby go karci, ale zdaje sobie sprawę, że nie na wiele to się zda, bo to przecież „jego krew”. Pani Dobrójska w wykonaniu Katarzyny Gniewkowskiej to uosobienie kobiecości, dojrzała acz piękna pani, duch opiekuńczy domu i ludzi, a jednak też jeszcze z marzeniami o zamążpójściu. Patrycja Soliman jako Aniela… nie widziałam fajniejszej Anieli. Jakże ona cudnie przechodziła z roli naiwnego dziewczątka w przyjaciółkę godną zaufania i pełną poświęcenia, jak pięknie uczyła się dochodzić swoich racji, aby na koniec cudownie zdać sobie sprawę z własnego uczucia i poddać mu się . Pragnący zdobyć jej serce Gucio – Marcin Hycnar to wulkan energii, łobuziak o dobrym sercu, który zdążył już dostrzec co i jak w życiu się dzieje, to już wytrawny gracz: psoci, dokucza, jest trochę bezczelny, ale jednak nie robi nikomu krzywdy. A jak kocha – to na zabój. Jego kobiecym odpowiednikiem jest Klara – Kamilla Baar-Kochańska. To dopiero jest gagatek. Młoda a harda, podejrzliwa i pyskata, czujna, nieufna, choć mimo wszystko młodzieńczo naiwna. Jej wejścia zawsze zakończone były buńczucznym wyzwaniem, takie trochę: co mi zrobisz jak mnie złapiesz? No, cudna była! A kiedy jej partnerem jest ktoś taki jak Albin – Grzegorz Małecki – to można umrzeć ze śmiechu. I nic nie przeszkadza, że rola Albina jest najbardziej przerysowana – przynajmniej jest godna zapamiętania. Jest taka sympatyczna, taka inna od dotychczas oglądanych, że nic tylko się śmiać i śmiać.
Jest mi niezmiernie miło, że mogę zachwalać klasykę. A te „Śluby panieńskie” są przeurocze. I namawiam wszystkich – idźcie ją obejrzeć, bo drugich takich długo nie zobaczycie. W tym wykonaniu tekst Fredry jakby się odmłodził, jest lekki, brzmi naturalnie i radośnie bawi.
Polecam!
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz