poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Zbuntowany w zbożu, czyli pisać, pisać i jeszcze raz pisać


Kolejna szybka notka filmowa. W zanadrzu całkiem ciekawy I am the night, ale póki co drugi z tytułów upolowanych przypadkiem w tv, niby nic wyjątkowego, ale za to historia ciekawa!
J. D. Salinger. Mówi Wam to coś?
Kultowa powieść (choć ja wobec niej jestem sceptyczny - pisałem o tym tu) "Buszujący w zbożu" i wszystko jasne.
No to teraz możecie zobaczyć jak rodziła się ta powieść. Czemu dla wielu ludzi była tak ważna i czemu oburzała pokolenie ich rodziców - tego się niestety za bardzo nie dowiemy. Muszą nam wystarczyć ogólniki, że po II wojnie światowej ludzie czuli się zagubieni, nadchodziło nowe i w starym porządku młodym było zbyt ciasno.
Ale poza mozolnym trudem robienia kariery pisarza, czyli pisania opowiadań, których nikt nie chciał drukować, interesujący jest tu też wątek traumy wojennej, która zmieniła naszego bohatera. Tak naprawdę nawet jego najsłynniejsza powieść zrodziła się trochę z jego frustracji, niemocy, jego lęków i niedopasowania. Zbyt łatwo moim zdaniem podsuwa się tu jako lekarstwo na wszystko religie wschodu i medytację, jednak to wtedy ten obraz najbardziej zaciekawia, bo zostawia nas z pewną zagadką. Oto człowiek, który marzył o sławie, o powieści, a po tym gdy to wszystko (a nawet więcej) osiąga, wycofuje się z życia publicznego, odcina się od całego świata. Dalej pisze, ale nigdy już nic nie wyda, nie ma na to ochoty. Rani bliskich, zamyka się w sobie, a pisanie staje się jego terapią, czymś własnym, intymnym, czego nie zdradza innym, bo i tak by pewnie go nie zrozumieli.
Wracając pokiereszowany z wojny wcale nie pisze o niej, jak wielu innych przed nim i po nim. Buszujący... jest o niedopasowaniu, o życiu po swojemu, choć tam nie ma happy endu.
Ciekawy Nicholas Hoult i trochę niewykorzystany moim zdaniem Kevin Spacey - nawet dla obsady warto zerknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz