piątek, 8 marca 2019
Kobiety mafii 2, czyli młotkiem, wiertarką, piłą, wyrzutnią...
I znowu mam zaległości kinowe. Ale co tam. Trochę więcej czytam, sporo oglądam w tv. Drugi sezon Mr. Mercedes trochę przekombinowany, ale lubię tego bohatera, z przyjemnością wchodzę w 5 sezon Luthera, a i Detektyw wciąga. Ten ostatni sprawia, że o raz pierwszy mam ochotę recenzować kolejne sezony w osobnych notkach, czego nigdy przecież nie robiłem. Ale może kiedyś... Skoro recenzuję sequele i prequele... Jak choćby ten dzisiejszy. Vega bezczelnie wykorzystuje popularności i robi filmy trochę na jedno kopyto, traktując je trochę niczym serial - część postaci zostaje ta sama, jakieś wątki się kontynuuje, ma się dziać tyle, żeby widz się nie nudził i dajemy obietnicę, że lada chwila będzie ciąg dalszy... Jeszcze ostrzejszy, jeszcze szybszy...
Skoro panie mają głos, to róbmy filmy o paniach. Ale tak po męsku, czyli niech klną, pieprzą się i robią interesy dokładnie tak jak faceci. to nawet ciekawiej wypadnie na ekranie, bo facet z kałachem na nikim już wrażenia nie robi, ale jak niebrzydka babka? Równie bezwzględna i robiąca demolkę niczym największy bandzior?
Chyba nawet nie ma co streszczać wszystkich wątków, bo niektóre są łączone tak bardzo na siłę, jakby pisało to kilku gości niezależnie, a potem na szybko kleili w całość. Wszystko tu jest: narkotyki, wojny gangów, służby specjalne i policja robiące jakieś dziwne interesy, islamscy terroryści, kartel z Kolumbii, porywanie ludzi by wycinać im organy, tortury, więzienne klimaty i duuuże pieniądze. Vega zawsze opowiada, że to prawdziwe historie, ale większość z nich sprawia wrażenie, że to jakieś przerysowane plotki, wyobrażenia o tym jak to by mogło wyglądać, czy nawet dowcipy na temat mafiosów. Schemat: krwawa jatka, niewzruszona mina i jakiś "błyskotliwy" tekst typu: było się kurwa nie patrzeć, znamy z innych filmów tego reżysera i nic nowego tu nam nie proponuje.
Skaczemy między lokacjami, bohaterami, ale i nawet styl poszczególnych opowieści jest różny.
Zabawa dla tych, którzy lubią takie klimaty i nie przeszkadza im przesada, uproszczenia. Ma być mięso, dupy (również męskie, żeby panie nie narzekały) i jeszcze więcej mięsa. Na ekranie zobaczymy kilkoro z aktorów w dość zaskakujących rolach i sporą grupę "naturszczyków", czyli twarzy, które z aktorstwem nie mają nic wspólnego, ale pasowały twórcom do klimatu. Głupota pewnych dialogów i scen aż boli, inne mogą autentycznie wydawać się zabawne. Niby Vega ma swój styl, ale do De Palmy, Bessona, czy Ritchiego mu daleko. To takie disco polo w wersji filmowej.
Zdaje się, że jednak im więcej mówi się o tym filmie, nawet w tonie negatywnym, to jedynie napędza mu się publikę. A potem reżyser pojedzie na jeszcze dłuższą wycieczkę i dorzuci w kolejnych częściach np. japońską yakuzę albo aferę wokół lotów kosmicznych. Nie mam pretensji o wulgarność, nawet o brak smaku, ale raczej o to, że ten miszmasz nie został posklejany w jakiś inteligentny sposób, sprawia wrażenie dzieła kompletnie niedopracowanego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Byłam w zeszłą niedzielę i ... miałam perwersyjną przyjemność z oglądania tego dzieła. Bo... byli komandosi, panowie z ABW i takie klimaty :) A Agnieszka Dygant szalejąca ze sprzętem budowlanym testowanym na nikczemnikach to już klasa sama w sobie :)
OdpowiedzUsuńnie mówię nie - niektóre pomysły również na obsadę są całkiem niezłe.
Usuń