sobota, 23 marca 2019

Jednocześnie, czyli co składa się na nas samych

W ramach serii wydarzeń kulturalnych zgromadzonych pod wspólnym tytułem „Przebudzenie wiosny” obejrzałam w Teatrze SOHO monodram „Jednocześnie” oparty na tekście Griszkowca w wykonaniu Przemysława Stippy, w reżyserii Artura Tyszkiewicza. Bardzo dziwny ten tekst. Zupełnie jak rozprawka filozoficzna. Jakieś przedziwne zagłębienie się w siebie, rozkładanie na molekuły wszystkiego co składa się na nas samych. Nie jest to tekst łatwy, przyznaję się bez bicia, że ciężko przedzierał się przeze mnie. Wyszłam z tego spektaklu z pytaniem: a właściwie o czym to było?
Potem upłynęło kilka godzin i ten dziwny tekst zaczął do mnie powracać, intrygować. Nie ma w nim fabuły jak w klasycznym utworze. Przecież ta niby opowieść, niby rozmowa z widzem to jak strumień świadomości każdego z nas. Płynie obijając się o sens życia, muskając uczucia, spowalniając na dramatach, jednocześnie chowając się w tajemnicach.
 
I właśnie - jednocześnie. Bo jak dobrze przyjrzeć się życiu to jednocześnie dzieje się wszystko. Jestem kobietą i jednocześnie jestem żoną, matką. Piszę o tym spektaklu, a jednocześnie myślę o koleżance, z którą na przystanku analizowałyśmy ten spektakl. W tym samym czasie jestem osobnym człowiekiem a jednocześnie należę do jakiejś społeczności. Siedzę w samolocie a jednocześnie przecież lecę. Jednocześnie umiemy myśleć o wielu sprawach, jednocześnie jesteśmy w stanie wykonać kilka czynności… Jak dobrze nad tym pomyśleć to jest to temat fascynujący, tylko w codziennej gonitwie o tym nie myślimy, nie rozkładamy tego na czynniki pierwsze. A bohater spektaklu, Rosjanin bez identyfikacji, wędrując przez Rosję szlakami kolejowymi zaczyna być świadom tego, że przemierzając kraj/świat w każdym miejscu jest tylko na moment, na chwilę. Zaczyna sobie zdawać sprawę, że niekoniecznie jest w takim momencie i miejscu w życiu w jakim chciał być, że nie o tym marzył, nie wszystko w życiu zrozumiał, przeżył, czuł tak jak powinien. Pokazuje nam co widzi wewnątrz siebie i jednocześnie obok siebie. A on chce czuć każdą nową sytuację jaką zgotuje mu życie.
Ten wędrowny filozof snuje swoje rozważania o kondycji świata i jego naturze i nie są to myśli wesołe. Mimo rozwoju cywilizacyjnego (a może nawet przez ten rozwój) świat tak się rozbujał, rozchwiał, że zaczyna się wszystko niebezpiecznie komplikować, a nadmiar wiedzy o świecie, która jest teraz na wyciągnięcie ręki, na jeden klik palcem, dla człowieka chcącego ją zrozumieć, zgłębić, poczuć - jej ilość może być wstępem do szaleństwa.
 Bardzo trudny tekst do przedstawienia. Przemysław Stippa jednak sobie poradził. Nigdy nie widziałam tego aktora na scenie aż do tej pory, nie mam więc skali porównawczej, ale w ciekawej scenografii i oświetleniu snuje te rozważania o świecie i człowieku aktor, który wygląda jak chłopak z sąsiedztwa, z którym chętnie usiadłoby się na ławeczce i pogadało o życiu. Sympatyczna szczera twarz, naturalność zachowania, dobry głos. I o ile z tekstem miałam swoje zawirowania, to aktor spodobał mi się od razu. W dodatku daję mu duży plus za to, że swój monolog musiał mówić mając „pod ręką” tłumacza języka migowego. Nie ułatwiało mu to pracy.
Nie jest to spektakl dla każdego, ale radzę obejrzeć. Bo warto nieraz pomęczyć zwoje mózgowe, żeby na świat spojrzeć z innej perspektywy.
MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz