Marzec zacznijmy kolejną świeżą produkcją filmową.
Dziwne, że ten film nie zgarnął Oscara, bo jak żaden z tegorocznych porusza serce tak, że trudno pozostać wobec niego obojętnym. A może właśnie dlatego nie wszędzie jest doceniany, że podejrzewa się reżyserkę o próbę manipulowania emocjonalnego? Wszak opowiada zmyśloną historię, gra na naszych uczuciach, trudno nam uwierzyć w dziecko, które oskarża własnych rodziców o to, że nie powinno się urodzić, żąda odebrania im praw do posiadania jakichkolwiek dzieci. Czy świadomość, tego że to fabuła, a nie reportaż zmienia cokolwiek? Przecież Nadine Labaki nie udaje, że to historia biograficzna, zebrała jednak aktorów, z których prawie każdy ma podobne rzeczy do opowiedzenia, uchodźców, imigrantów, ludzi bez domu, pracy, przyszłości. Ten film jest wołaniem o to, byśmy jako świat pamiętali, że w każdym z tych konfliktów, kłótni o to czy kogoś wpuszczać, czy trzymać w obozach, odsyłać czy dawać szansę, są również dzieci. Niewinne temu jaki los ich spotyka, bezradne wobec tego co dotknęło ich rodziny, nie mające wpływu na to co przed nimi. I co z tym zrobimy?
Zain – odgrywany przez chłopca znalezionego wśród syryjskich imigrantów w Libanie, długo znosi swój los. Pracuje choć ma tylko kilka lat, choć marzy mu się szkoła i beztroskie zabawy, w domu, któremu daleko do ideału, próbuje stanowić ostoję spokoju i bezpieczeństwa dla licznego rodzeństwa, szczególnie dla ukochanej siostry. Gdy ta zaczyna miesiączkować, chłopak ma nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas uchroni ją przed tym co ją czeka, rodzice jednak nie mają zamiary odkładać okazji do pozbycia się jednej gęby do wyżywienia i jakiegoś prezentu od przyszłego zięcia. Nie obchodzi ich że dorosłemu oddają dziecko, tak było za ich czasów i nie widzą w tym nic złego.
Dla Zaina to jednak kropla, która przelewa czarę goryczy. Ucieka, próbując znaleźć dla siebie nowe miejsce. Choć na pozór czupurny, pewny siebie, bezczelny, ma w sobie wciąż wiele ufności, idąc tam gdzie poczuje od dorosłego choć odrobinę ciepła. Z dnia na dzień musi nauczyć się dbać o siebie i o kogoś drugiego, choć sam jest dzieckiem. W świecie gdzie dorośli niewiele przejmują się takimi jak on, gdzie nędza sąsiaduje z dużymi i brudnymi pieniędzmi, będzie zmuszony do bardzo trudnych decyzji. Jedyną realną i bezinteresowną pomoc otrzymać może paradoksalnie od tych, którzy są w takiej samej sytuacji jak i on, od ofiar tego systemu, śmieci, którymi nikt się nie przejmuje.
Nie wiem czy to wrodzony talent Al Rafeea, który gra Zaina, czy też umiejętne prowadzenie przez reżyserkę, ale dzięki niemu nie tylko czujemy się zaangażowani emocjonalnie w tę historię, ale i wierzymy w nią całym sercem. Tak jakby dzieciaki nie grały tego co im kazano, ale opowiadały własne życiorysy. I to właśnie jest w tym filmie tak poruszające. Kafarnaum zawiera i odrobinę humoru, ciepła, ale i olbrzymią dawkę dramatyzmu. To nie jest bajka z happy endem, choć radość napełnia serce, że podobno dzięki produkcji zmienił się los aktorów, znaleźli lepszą przyszłość.
Nadine Labaki jest znakomitą reżyserką. Na dodatek jej filmy są nie tylko poruszające, ale też niezmiernie ważne społecznie. To nie jest paplanina o niczym, ale głos tych, którym tego głosu bardzo często odmawiamy. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńwidziałem dotąd Karmel i Dokąd teraz - podobały mi się ze względu na to, że jest w nich ciepło mimo dramatu, ale ten jest wyjątkowy
Usuń