Szalenie
lubię wyjść z teatru i mieć tyle tematów do rozmowy, że nie wiadomo od czego
zacząć, omawiać obsadę kłócąc się zażarcie, kto był najlepszy, by w końcu dojść
do konkluzji, że każdy był rewelacyjny w swojej roli i cieszyć się, że akurat w
ten wieczór wszyscy grali tak pięknie, że widownia zgotowała im oklaski na
stojąco.
Historia (scenariusz
Harvey Fierstein) oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce
w Ameryce, w latach 50-tych. Jest opowieścią o transwestytach, którzy swój raj
na ziemi znaleźli w pensjonacie Rity (Maria Seweryn) i George’a (Rafał Mohr).
Tam czuli się bezpiecznie jako kobiety, zostawiając za sobą, choć na krótką
chwilę, życie w zakłamaniu, kłamstwie i strachu. W tamtym czasie zarówno
homoseksualizm jak i przebieranki w damskie ciuszki, by choć przez chwilę móc
pobyć mężczyznom po tej ich kobiecej stronie, karane były napiętnowaniem:
„zboczenie” i wieloletnimi wyrokami więzienia. W takich warunkach pensjonat
Rity był dla nich oazą ciepła, spokoju, akceptacji. A Rita ich rozumiała, sama
miała męża transwestytę, pobrali się, bo ona pokochała jego męską stronę i
zdołała zaakceptować stronę kobiecą. Jest przyjaciółką ich wszystkich i jako
perukarka pomaga im w tworzeniu kobiecej osobowości. Kiedy kolejni goście
zjeżdżają do pensjonatu jako mężczyźni, by po chwili przeistoczyć się w
kobiety, przekomarzać ze sobą – widzowie pękają ze śmiechu.
Jednak pod
powierzchnią zabawy powolutku zaczynają wyzierać historie, które już śmieszne
nie są. Widać, że Rita za uśmiechem ukrywa rozedrganie, ta skomplikowana relacja
z mężem zaczyna mieć rysy, coraz częściej sięga po mocne drinki. On jest
szczęśliwy, że może spełniać się jako Valentina, akceptowany przez żonę, której
zazdroszczą mu pozostali (niesamowite przeistaczanie się Rafała Mohra wraz ze
zmianą odzieży, z mężczyzny w kobietę, czarującą i pewną siebie). Rita sens
swojego życia opiera na przekonaniu, że bez niej jako opoki, on by nie dał
sobie rady. Rezygnuje więc po części ze swoich ambicji, potrzeb, marzeń, by on
mógł spełnić swoje. Czy pozwalając mu istnieć w tej szczęśliwości ona nie
przegra swojego życia? Czy dalej będą razem? W ich małżeństwie są dwie kobiety:
ona - Rita, oraz kobieca strona Georga – Valenina. Czy musi stoczyć walkę z
jego kobiecą stroną, żeby mieć go dla siebie? Wzruszająco pięknie zagrała to
Maria Seweryn.
To także spektakl
o inności, o związkach, tolerancji, skutkach życia w kłamstwie dla tych co
kłamią i dla tych okłamywanych, ale i o strachu. Pamiętajmy, że to były czasy
kiedy osoby „inne” zaczynały walczyć o swoje prawa, kiedy na forum publicznym
licytowano, kogo nazwać zboczonym, kto jest gorszy: homoseksualista czy
transwestyta. Ci inni debatowali z kolei czy się łączyć we wspólnej walce o prawa, czy dalej
walczyć wszyscy ze wszystkimi o to, kto bardziej zboczony. Kiedy Charlotta
(wyborny w tej roli Mirosław Kropielnicki) proponuje stworzyć organizację, aby
pod jej skrzydłami zbudować większy, silniejszy ruch społeczny, by donośniej
domagać się praw dla transwestytów, ale
to wymagałoby ujawnienia swoich nazwisk – nagle przyjacielskie relacje
zaczynają pękać. Strach, że ktoś poznałby ich skrywane oblicza stopuje ich
działania. Różne są tego motywy: wstyd przed rodziną, lokalną społecznością,
przed odrzuceniem, utratą pracy czy tylko spokoju, obawa przed śmiesznością czy
napiętnowaniem albo więzieniem. Wspaniałe kreacje: początkującej w tym gronie
Mirandy (Maciej Kosmala),wyważonej, spokojnej Glorii (Piotr Borowski), mądrej, dowcipnej choć podstarzałej Teresy (Piotr
Machalica), czy pulchnej, beztroskiej, dowcipnej Bessie (Cezary Żak).
To również
rzecz o wolności, o jej granicach i nieuchwytnych momentach jej przekraczania.
To także pytania czy walcząc o swoje prawa do wolności możemy to robić kosztem
najbliższych albo innych ludzi? Czy sędzia (Witold Dębicki – rewelacyjny),
który przeistaczając się w Amy udaje i „zapomina” o swoim homoseksualizmie,
jest ich przyjacielem czy traktuje ich instrumentalnie? Czy korzystając z ich
kryjówki przed światem zewnętrznym ma prawo narażać ich na więzienie – milcząc
o swoich niecnych czynach? A co uczynił ze swojego małżeństwa z katoliczką,
która wie o jego preferencjach, ale religia każe tkwić jej w tym związku latami,
niszcząc od środka ją i dzieci (wstrząsająca rozmowa z jego córką, w tej roli -
Joanna Gleń).
Bardzo dobry
spektakl. Z takich jakie lubię. Mądry, poruszający ważne tematy. I cały czas,
niestety, na czasie. Od zawsze wpajano w nas schematy, że nie wolno być innym,
że homoseksualista to ktoś gorszy, potrzebuje izolacji… trudno więc przełamywać
stereotypy, które co niektórym zabierają wewnętrzny spokój, a które dalej są
podsycane przez część społeczeństwa.
Dlatego
warto obejrzeć ten spektakl, bo pokazuje co się dzieje gdy brakuje tolerancji.
Polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz