*****
Nie lubię
książek o wojennych czasach, bo za mocno je przeżywam. Ale jak oprzeć się
Twardochowi, który swoją prozą, od pierwszego zdania, potrafi zaczarować
czytelnika? I jak jest się ciekawym dalszego losu tytułowego „Króla” z
poprzedniej jego powieści? A Twardoch ma w sobie moc przekazywania prawdy w
sposób szczery aż do bólu, co uważam za ogromny atut. Kontynuacja „Króla” w
kolejnej powieści „Królestwo” to mocne, wstrząsające rozliczenie stosunków polsko-żydowskich
w czasie II wojny światowej. To obalanie mitów, że Polak to ten dobry, a Żyd –
ten zły. Tu człowiekiem może być Niemiec, a zdrajcą ten, z którym piłeś wódkę.
Autor chłoszcze wszystkich równo, bez względu na wyznanie, przekonania
polityczne, narodowość. I jest w tym ogromna autentyczność, która obala mity,
że wojna to tylko „wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani…”, że to czas zdrad,
królestwo najniższych instynktów, stępienia wrażliwości, czas zezwierzęcenia
ludzi. Czas niepewności, czas zdania się na własne siły, bo brakuje przyjaciół
– są jedynie jednostki ludzkie, które można wykorzystać do swoich celów lub
takie, które zagrażają naszemu życiu. I od naszej lub ich subiektywnej oceny
zależy życie.
Tym razem
Jakub Szapiro, Żyd, który nie chciał być Żydem jest jedynie osią powieści, to
wokół niego toczy się akcja, ale opowiadają ją inni; Ryfka, jego wieloletnia
kochanka i Dawid – jeden z jego synów - uciekinier z transportu do Treblinki.
To ta dwójka snuje swoją opowieść: Ryfka z miłością (odzyskaną dzięki wojnie),
Dawid z nienawiścią odrzuconego przez ojca dziecka, w czasie kiedy był
najbardziej rodzinie potrzebny. Ich narracja jest inna. Dawid widzi jak z ojca
mocarza, króla stolicy, Jakub Szapiro, przeistacza się w człowieka słabego i
bezmyślnego. Siła, którą „rządził” przed wojną w Warszawie nie jest już walutą,
która przestraszy innych, doda respektu, otworzy drzwi. Wojna to czas upadku
człowieczeństwa. Teraz potrzeba myślenia, umiejętności wyciągania wniosków,
określenia wartości, którymi się w życiu kierujemy i przynależności do grupy.
Sama siła mięśni, nawet największa, kiedy podparta jest zadufaniem i głupotą
przegra z pistoletem czy choćby z wiarą w szlachetność intencji kogoś innego.
Jakub tego nie rozumie, nie odnajduje się w nowej sytuacji, popełnia głupstwa,
rani najbliższych, co doprowadza do zerwania więzi z żoną. To ona go wyrzuca, a
wtedy w nim coś pęka, staje się żywym trupem, któremu wszystko jedno. Jego syn,
patrzy na to i zaczyna go nienawidzić. Jest świadkiem rodzącego się wzmożonego
antysemityzmu, nacjonalizmu, przemocy. Widzi początek i zagładę getta, przemoc,
zdradę. Jego opowieść to gehenna życia w getcie w czasie okupacji. W przeciągu
kilku lat wojny staje się starcem w ciele dziecka. I nienawidzi, Niemców,
Polaków, ludzi. A najbardziej ojca, który według jego mniemania mógł, a nie
pomógł rodzinie w czasach najgorszego koszmaru.
Opowieść
Ryfki jest inna. Zawsze kochała Jakuba. A on zawsze wracał do niej, kiedy świat
mu się walił. I wrócił wtedy, kiedy żona zerwała z nim definitywnie. Wrócił do
Ryfki pijany, wypalony w środku, żywy trup, skorupa bez wnętrza. Ale dla niej
to był ON. Ten jedyny, wyśniony, ten zniszczony człowiek, którego wojna jej
zwróciła. I teraz go nie odda, będzie walczyć o niego, nie da mu umrzeć. Jej
opowieść jest także inna od opowieści Dawida – w opisach przeżyć w spalonej
Warszawie, w walce o przetrwanie, o życie swoje i Jakuba – Ryfka analizuje
swoje życie, ze stoickim spokojem wzbudza pamięć dzieciństwa, stracone marzenia
i złudzenia. Walczy o siebie i Jakuba, bo chce coś mieć w końcu z tego
beznadziejnego życia, chce ocalić dla siebie tego człowieka, złego, podłego,
ale w jakiś przewrotny sposób dającego jej namiastkę bliskości, tak potrzebnej
każdemu człowiekowi. Jest zobojętniała na wszystko wokół, na niczym jej nie
zależy i jedno co ją trzyma przy życiu to zwierzęca niemal siła przetrwania i
utrzymania przy życiu ukochanego.
Według mnie
ta książka powinna być lekturą obowiązkową w szkołach. Ku przestrodze. Albo
chociaż lekturą obowiązkową dla polityków. Też ku przestrodze. Bo nie ma złych
czy dobrych narodów, wyznawców religijnych, kultury. Są tylko dobrzy i źli
ludzie. I jak w tej przypowieści, że siedzą w nas dwa wilki – dobry i zły – i
ważne jest którego z nich karmimy… karmy dobrego. Wtedy jest nadzieja, że
świat będzie inny niż ten z „Królestwa” Twardocha.
Polecam.
MaGa
mam na liście te książki :)
OdpowiedzUsuń