Lubię sztuki, które mózg zakręcą, zwoje
wyprostują, psyche wytrzepią, ale dla równowagi od czasu do czasu trzeba pobiec
na jakąś komedię. Już wiem kto reżyseruje tak, że śmieję się serdecznie, ale i
z tyłu głowy myśl jakaś zakiełkuje, coś się obnaży, wyjdzie przysłowiowe
„szydło z worka”. Bo komedia musi bawić, ale dobrze zrobiona zawsze pozostawi
nas z pytaniem: A jakie ty masz sekrety? A może myślisz podobnie? A może wcale
nie jesteś taki na jakiego chcesz wyglądać, itp. Itd. Mówię oczywiście o
Krystynie Jandzie i jej reżyserii. Nie dość, że sama aktorką jest
nieprzeciętną, to sztuki w jej reżyserii są po prostu cudne.
Zakłamanie mieszczańskich domów i hipokryzję
ludzi na polskim gruncie opisywała zarówno Zapolska jak i Boy-Żeleński, ale –
jak mówią - u sąsiadów trawa wydaje się bardziej zielona. Może inne nacje są
bardziej szlachetne, mądrzejsze, lepiej wychowane? Krystyna Janda udowadnia, że
wcale tak nie jest. A sztuka Noela Cowarda „Upadłe anioły”, którą wystawia
OCH-Teatr jest tego najlepszym dowodem. Mało tego, sztuka napisana niemal sto
lat temu do dziś nie traci nic na swojej aktualności. Bo, proszę państwa, odkąd
zeszliśmy na dobre z drzewa i wiemy, że kobiety to osoby emocjonalne bardziej
od mężczyzn i wymagają jakby więcej uwagi i czułości ze strony panów, to nie
może być tak, że mężczyzna po dwóch latach małżeństwa jedyną ekscytację
wykazuje patrząc na piłeczkę golfową. A zaniedbana uczuciowo kobieta, znudzona
szarością dnia codziennego, mając przy boku przyjaciółkę w takiej samej
sytuacji może chcieć sobie nadrobić braki małżeństwa. Tym bardziej, gdy okazuje
się, że do Londynu przybył były francuski kochanek z lat przedmałżeńskich obu
przyjaciółek i zapowiada wizytę. A gdy kota nie ma (mężowie wyjechali na
weekend pograć w golfa) to myszy harcują…
Ach, co to za „myszy” i jak harcują! To poezja i
eksplozja jednocześnie! To popis gry aktorskiej obu pań najwyższej próby. Julia
– Magdalena Cielecka i Jane – Maja Ostaszewska dały „czadu” (jak mówi
młodzież). Obie znam jedynie z filmów i raczej ról dramatycznych, a na scenie OCH-Teatru
to wulkany komediowej energii, robią rzeczy o których nikomu się nie śni. Są po
prostu boskie. Piękna dykcja, cudowny ruch sceniczny, wyprowadzony pięknie
gest, mimika adekwatna do sytuacji. I tak jak w tekście utworu jedna przekazuje
drugiej swoją ekscytację, tak ma się wrażenie, że obie aktorki oddając tekst
same się przy tym świetnie bawią, napędzają się wzajemnie, nie widać tu
rywalizacji a jedynie zachętę do wspólnej zabawy. To sprawia, że z minuty na
minutę obie się „nakręcają” a z nimi cała widownia. I wszyscy bawią się
wybornie. Nie powiem nic więcej, bo to trzeba zobaczyć samemu.
fot. Marta Ankiersztejn. źródło strona Och Teatr |
Każdy z nas jest poniekąd takim „upadłym
aniołem”; umiemy kłamać, zdradzać, bywamy hipokrytami jeśli wymaga tego
sytuacja, umiemy przywdziewać maski, udawać, że wiemy więcej niż inni. Bywamy
zawistni, udajemy przyjaźń. I o tym jest ta sztuka, ale forma podania nam tych
informacji wywołuje salwy śmiechu na widowni.
„Upadłe anioły” to koncert na dwie teatralne
divy. Obie są tu rewelacyjne. Ale nie mogłyby błyszczeć gdyby nie inni aktorzy
na scenie: Marta Chyczewska w roli służącej, która wiedzą przewyższa obie
przyjaciółki, a jednocześnie powściągliwa i elegancka jest przeciwwagą dla
rozemocjonowanych dam, co jest kolejnym przyczynkiem do śmiesznych sytuacji
scenicznych. Również mężowie obu pań: Maciej Wierzbicki i Wojciech Kalarus
spisali się świetnie, a obiekt pożądania Maciej Zakościelny – wywołał
westchnienia zarówno na scenie jak i na widowni.
W dodatku, piękne kostiumy sceniczne (Tomasz
Ossoliński), scenografia (Maciej M. Putowski), dobrze prowadzone światło
(Katarzyna Łuszczyk) i świetnie dobrana muzyka – to wszystko składa się na ten
uroczy, zabawny spektakl, który został nagrodzony oklaskami na stojący.
Jak się bawić – to z najlepszymi!
Zachęcam i polecam.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz