piątek, 29 marca 2019

Psie serce, czyli zwierzę sceniczne



To nie nazwisko autora (Michaił Bułhakow) zwabiło mnie na to przedstawienie, ale Borys Szyc, którego po „Hamlecie” (również we Współczesnym) uważam za jednego z najlepszych współczesnych aktorów scen teatralnych. Między znajomymi mówię o nim jako o „zwierzęciu scenicznym”, a więc nie można było nie widzieć tego spektaklu.
Powieść Bułhakowa przedstawia realia po rewolucji październikowej w formie zjadliwej groteski, ale jak się temu mocniej przyjrzeć, to w dobie współczesnej niekoniecznie straciło na aktualności – historia jednak kołem się toczy. Widzowie bawią się świetnie, ale przez ten śmiech przebijają się do mózgu myśli pełne obaw i dreszcze chodzą po plecach.
 
Pomysł polega na tym, że pewien profesor (Krzysztof Wakuliński), znany w Związku Radzieckim i Europie, prowadzi badania nad odmładzaniem organizmów i ma już pewne osiągnięcia, wobec tego jest pod ochroną komunistycznych elit, która korzysta z tych odkryć. W ramach kolejnych badań postanawia przeszczepić znalezionemu bezdomnemu kundlowi (Borys Szyc) przysadkę od zmarłego człowieka i sprawdzić co z tego wyniknie. Jednak ten eksperyment zamiast odmłodzić organizm – uczłowieczył psa, pozwalając mu jednocześnie zachować zwierzęce instynkty. To co się dzieje na scenie nie da się opisać. Widzowie zanoszą się śmiechem widząc pogoń Szarikowa (bo już nie Szarika) za kotem, lub obserwując jak profesor uczy go dobrych manier przy stole. Tylko, że scena nauki kultury przy stole to jednocześnie obraz różnych postaw, różnych światów. I jest to bolesna konfrontacja.
Profesor i dziwadło, monstrum, które stworzył przez przypadek. Inteligencja, pozycja i wiedza Profesora, to wartości, które odchodzą do lamusa. Jeszcze jego błyskotliwe komentarze wystarczają, by poradzić sobie z prostakami z komitetu mieszkaniowego na czele ze Szwonderem (Mariusz Jakus), ale jego epoka przemija bezpowrotnie. Jego eksperymenty miały przyspieszyć rozwój człowieka, a jednak nie przyniosły spodziewanych efektów. Przeprowadzał je z jak najlepszymi Intencjami, nie przewidział jedynie, że efekty mogą być dalekie od wymarzonych. Szczególnie wówczas gdy użyte „składniki” są pośledniej próby (cwaniacki kundel i pijaczyna). Jest też postacią tragiczną. To „coś” co stworzył, ten Szarikow, ten wybryk natury szybko odnajduje się w nowej sytuacji. Mało tego - jemu się ona coraz bardziej podoba; uwolniony od wpływu swojego twórcy wyjątkowo szybko przeistacza się w kanalię, który zagraża każdemu, kto stanie mu na drodze.
Gdy rozum śpi – budzą się demony. Gdy odrzucamy jedne wartości nie zawsze wiemy czym to się skończy, a kiedy dopuszczamy do władzy tępych osobników - godzimy się na działania bezrozumne, chaos i sprzyjamy narodzinom szubrawców na podobieństwo Szarikowa. Prawda, że brzmi znajomo?
Gra Borysa Szyca jest rewelacyjna. Zapewne inny aktor też potrafiłby zagrać psa. Ale, uwierzcie, już nie takiego. Ten jest jedyny i niepowtarzalny. Ale żeby tak lśnić na scenie potrzeba świetnego towarzystwa i takie w tym spektaklu jest. Krzysztof Wakuliński jako profesor, elegancki, kulturalny jest świetną przeciwwagą dla Szarika. Dwie wspaniałe kreacje kobiece służących: Barbary Wypych i Joanny Jeżewskiej oraz pomocnika doktora – Szymona Mysłakowskiego też dodają blasku temu spektaklowi. Zresztą już dawno nie oglądałam przedstawienia z tak liczną obsadą, trudno je tutaj wszystkie wymienić, a wszystkie były świetnie zagrane.
W dodatku świetnie przemyślana scenografia Marcina Strajewskiego i sprawna reżyseria Macieja Englerta dopełniają całości. To spektakl z tych, które trzeba obejrzeć. Wyjdziecie usatysfakcjonowani.
Polecam
MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz