To nie
nazwisko autora (Michaił Bułhakow) zwabiło mnie na to przedstawienie, ale Borys
Szyc, którego po „Hamlecie” (również we Współczesnym) uważam za jednego z
najlepszych współczesnych aktorów scen teatralnych. Między znajomymi mówię o
nim jako o „zwierzęciu scenicznym”, a więc nie można było nie widzieć tego
spektaklu.
Powieść
Bułhakowa przedstawia realia po rewolucji październikowej w formie zjadliwej
groteski, ale jak się temu mocniej przyjrzeć, to w dobie współczesnej niekoniecznie
straciło na aktualności – historia jednak kołem się toczy. Widzowie bawią się
świetnie, ale przez ten śmiech przebijają się do mózgu myśli pełne obaw i
dreszcze chodzą po plecach.
Pomysł
polega na tym, że pewien profesor (Krzysztof Wakuliński), znany w Związku
Radzieckim i Europie, prowadzi badania nad odmładzaniem organizmów i ma już
pewne osiągnięcia, wobec tego jest pod ochroną komunistycznych elit, która
korzysta z tych odkryć. W ramach kolejnych badań postanawia przeszczepić znalezionemu
bezdomnemu kundlowi (Borys Szyc) przysadkę od zmarłego człowieka i sprawdzić co
z tego wyniknie. Jednak ten eksperyment zamiast odmłodzić organizm –
uczłowieczył psa, pozwalając mu jednocześnie zachować zwierzęce instynkty. To
co się dzieje na scenie nie da się opisać. Widzowie zanoszą się śmiechem widząc
pogoń Szarikowa (bo już nie Szarika) za kotem, lub obserwując jak profesor uczy
go dobrych manier przy stole. Tylko, że scena nauki kultury przy stole to
jednocześnie obraz różnych postaw, różnych światów. I jest to bolesna
konfrontacja.
Profesor i
dziwadło, monstrum, które stworzył przez przypadek. Inteligencja, pozycja i wiedza Profesora, to
wartości, które odchodzą do lamusa. Jeszcze jego błyskotliwe komentarze
wystarczają, by poradzić sobie z prostakami z komitetu mieszkaniowego na czele
ze Szwonderem (Mariusz Jakus), ale jego epoka przemija bezpowrotnie. Jego
eksperymenty miały przyspieszyć rozwój człowieka, a jednak nie przyniosły
spodziewanych efektów. Przeprowadzał je z jak najlepszymi Intencjami, nie
przewidział jedynie, że efekty mogą być dalekie od wymarzonych. Szczególnie
wówczas gdy użyte „składniki” są pośledniej próby (cwaniacki kundel i
pijaczyna). Jest też postacią tragiczną. To „coś” co stworzył, ten Szarikow,
ten wybryk natury szybko odnajduje się w nowej sytuacji. Mało tego - jemu się
ona coraz bardziej podoba; uwolniony od wpływu swojego twórcy wyjątkowo szybko
przeistacza się w kanalię, który zagraża każdemu, kto stanie mu na drodze.
Gdy rozum
śpi – budzą się demony. Gdy odrzucamy jedne wartości nie zawsze wiemy czym to
się skończy, a kiedy dopuszczamy do władzy tępych osobników - godzimy się na
działania bezrozumne, chaos i sprzyjamy narodzinom szubrawców na podobieństwo
Szarikowa. Prawda, że brzmi znajomo?
Gra Borysa
Szyca jest rewelacyjna. Zapewne inny aktor też potrafiłby zagrać psa. Ale,
uwierzcie, już nie takiego. Ten jest jedyny i niepowtarzalny. Ale żeby tak
lśnić na scenie potrzeba świetnego towarzystwa i takie w tym spektaklu jest.
Krzysztof Wakuliński jako profesor, elegancki, kulturalny jest świetną
przeciwwagą dla Szarika. Dwie wspaniałe kreacje kobiece służących: Barbary
Wypych i Joanny Jeżewskiej oraz pomocnika doktora – Szymona Mysłakowskiego też
dodają blasku temu spektaklowi. Zresztą już dawno nie oglądałam przedstawienia
z tak liczną obsadą, trudno je tutaj wszystkie wymienić, a wszystkie były
świetnie zagrane.
W dodatku
świetnie przemyślana scenografia Marcina Strajewskiego i sprawna reżyseria
Macieja Englerta dopełniają całości. To spektakl z tych, które trzeba obejrzeć.
Wyjdziecie usatysfakcjonowani.
Polecam
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz