No tak, specjalnie trzeba było jechać do Krakowa, by odkryć zespół, który dość regularnie gra w Warszawie i stąd pochodzi. Tym razem w ramach wyjść kulturalnych na konferencji moje koleżanki wybrało coś dość oryginalnego - nie koncert, nie teatr, nie wystawę, ale potańcówkę. Powinniście posłuchać jak zabawnie wymawiają to słowo goście np. z Izraela. Bo wczoraj było nie tylko tłumnie, ale i międzynarodowo. Po prostu wydarzenie było częścią dużego programu Festiwalu Kultury Żydowskiej, co sprawiło że zainteresowanie było ogromne. Muzycy grali już godzinę, a pod klubem Le Hevre wciąż stała grupa ludzi, którzy czekali na możliwość wejścia, gdyby tylko zwolniły się miejsca.
Nie tak duża sala, która miała mieć sporą przestrzeń do tańca, wypełniła się prawie maksymalnie, ludzie siedzieli nawet na podłodze, ale i tak potem znalazło się kilka metrów do tańca.
Pięknie było!
Taneczne dźwięki międzywojennej Warszawy to w dużej mierze kompozycje Henryka Warsa, Artura Golda, Jerzego Petersburskiego, nic więc dziwnego, że związki z kulturą żydowską wcale nie są tu od rzeczy. Choć nie słychać ich tak wprost, to raczej jazz, piękne tanga, walce, trudno przecież zapomnień kto je komponował, w jakich tradycjach muzycznych ci kompozytorzy wzrastali. Mała Orkiestra Dancingowa gra już chyba ponad rok, korzystając z oryginalnych zapisów nutowych, nagrań i odtwarza je bardzo wiernie. Noam Zylberberg nie tylko jest liderem, pianistą, ale i wokalistą, który w piękny sposób odtwarza charakterystyczne brzmienie tekstów śpiewanych przed laty.
Wspaniale, że ktoś przypomina te piękne melodie, piosenki, a patrząc jak ludzie słuchają ich nie tylko z sentymentem, ale i jak przy nich się bawią (i to młodzi), wierzy się w to, że nie zostaną zapomniane.
Łapcie profil, a poniżej nagrania. Nie wrzucam własnych z wczorajszej potańcówki, bo jednak jakość nie ta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz