sobota, 16 czerwca 2018

Szkoła pod baobabem - Barbara Rybałtowska, czyli dzieciństwo na Czarnym Lądzie

Drugi tom sagi autorstwa Barbary Rybałtowskiej, w dużej mierze oparty na jej wspomnieniach rodzinnych, począwszy od czasów wojny. Po pierwszym tomie złapałem od razu za drugi i pewnie gdybym miał kontynuację, zaraz bym usiadł do kolejnych. Mimo, że nie jest to proza porywająca językiem, czy opisami, wzbudza w nas jednak sympatię do bohaterów i ciekawość co do dalszych ich losów. Zerknijcie co napisałem parę dni temu na temat "Bez pożegnania", bo lepiej nie czytać tych książek oddzielnie. Są inne, ale obawiam się, że gdybym rozpoczynał lekturę od tomu drugiego, moje uczucia nie byłyby aż tak bardzo pozytywne.
Zmienia się narrator - to już nie Pani Zofia, walcząca o przetrwanie swoje i córki, ale właśnie ten mały trzpiot - Kasia, przejmuje pałeczkę w opowiadaniu dalszych ich losów. W efekcie dostajemy książkę która choć nie jest pozbawiona dramatyzmu, bardziej przypomina Dzieci z Bullerbyn, czyli zwariowane psoty i przygody dziewczynki, która próbuje odnaleźć się w nowych warunkach.

Po tym jak uciekają z Syberii, wraz z wieloma rodakami znajdują nowy dom w Afryce. Mężczyźni i wiele z kobiet dołączają do Armii, podejmują pracę w Czerwonym Krzyżu, ale rodziny, które miały małe dzieci, przeniesiono daleko od frontu, w głąb Czarnego Lądu, w zupełnie nowe dla siebie warunki. Kasia opisuje podróż do Ugandy i swoje dzieciństwo tam, w specjalnie zbudowanej wiosce, zorganizowanej przez Polaków. Dowiadujemy się jak wyglądały warunki życia, na ile pomoc Brytyjczyków była sensowna, przyglądamy się kontaktom z tubylcami, czy z dziką przyrodą, uczestniczymy w życiu codziennym, zakładaniu szkoły, świętowaniu i dylematach wielu rodaków po zakończeniu wojny. Zostać w Afryce nie mogą - od początku było wiadomo, że to obóz tymczasowy, ale wielu z nich mimo tęsknoty, obawiało się powrotu do ojczyzny, która była już zupełnie inna pod władzą komunistów. Rozchodzą się drogi wielu z nich - jadą do Nowej Zelandii, do Stanów, Anglii, Polski... Kasia opisuje to wszystko, patrząc na to po dziecięcemu, naiwnie i mimo swojej rezolutności, dość głupiutko. Zabawnych sytuacji, które wywołuje jej niewyparzony język lub jej zwariowane pomysły nie brakuje. Czyta się to błyskawicznie, ale oprócz ciekawego tła, same zdarzenia nie niosą ze sobą już tyle emocji jak w pierwszym tomie. Troszkę szkoda, ale ciekawość dalszych losów jej mamy (i nowego taty), wciąż we mnie jest.  

2 komentarze:

  1. Też mnie gnała ta ciekawość, by poznać dalsze losy tej rodziny. Niestety, kolejne tomy już nie są tak wciągające jak dwa pierwsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie i tak nie mam pod ręką kontynuacji, ale może kiedyś... Polecam w tym klimacie Ewę Cielesz choć to powieść nie oparta na wspomnieniach jak tu

      Usuń