sobota, 30 czerwca 2018

Król Ozo, czyli wygra ten kto ma dłuższego...

Czerwiec kończę czymś z wczorajszego wieczoru i dość kopniętym prawdę mówiąc. Ale skoro tyle razy piszę o rzeczach poważnych, to teraz może być bardziej na luzie. Wieczór z planszówkami (a raczej pół nocy jak to zwykle bywa) zaczęliśmy od Króla Ozo, czyli gry imprezowej od wydawnictwa Lacerta (od nich fotki). Nie ukrywam, że nie przypadła mi do gustu, bo
a) nie lubię gier na szybkość bo generalnie z refleksem u mnie nie bardzo
b) wkurza mnie gdy od początku widzę, że nie mam z innymi w to żadnych szans
Ale wiecie co? Rozbawiła mnie ta gra. I nawet nie chodzi o hasło z pudełka, czyli kto ma dłuższego... sznurka. Raczej chodzi o jej prostotę, pomysł i niewielką ilość czasu na zapoznanie się z zasadami i jej rozegranie. Co prawda sprawdziłem jedynie podstawowy wariant w składzie 4 osobowym, ale chyba w pozostałych niewiele się zmienia.



Król Ozo
Widzicie te sznureczki? Z jednej strony każdy z nich ma inny kolor, z drugiej przeźroczysty. Różnią się długością, ale gdy weźmiesz je w garść i rzucisz, to i tak nie widzisz, ani długości, ani wcale niełatwo znaleźć konkretny sznurek za jaki trzeba złapać. Wariant najprostszy wygląda bowiem tak, że rzucający krzyczy jakiś kolor i trzeba łapiąc za drugą końcówkę wybrać właśnie taki sznurek. Za długo nie ma co się zastanawiać, bo nawet jeżeli ktoś Cię nie uprzedzi, to ostatni może wcale nie dostać szansy na złapanie czegokolwiek, bo może zostać zablokowany okrzykami pozostałych.



Złapałeś prawidłowy? Brawo! Zabierasz i potem na koniec porównujemy długość zebranych sznurków, bo można połączyć je w jeden.
Prawda, że nieskomplikowane?  


I tym sposobem wykonałem po raz dziewięćdziesiąty (a tak, to już 7 i pół roku) plan: notka na każdy dzień miesiąca. Notek jest 2738. Ciekawe na ile jeszcze starczy czasu, sił i pomysłów. Tym razem idąc na łatwiznę - wybaczcie - ale raz, że spałem niewiele (planszówki), a potem od rana maraton z organizowaną przez nas akcją wymiany książek. Ależ się dziś działo! Zmęczenie jednak zniechęca do siedzenia przed kompem. Idę poczytać, a potem wcześniej spać.
Wracam w lipcu. W czytaniu Leszek Herman, Bonda, zaczynam Żulczyka... Z seriali nadrabiam zaległości, czyli Opowieść Podręcznej, ale też Bellevue. Pisać chyba będzie o czym, zwłaszcza że na stosach jeszcze z 80 nowości.

4 komentarze:

  1. Chyba wrócę po wiekach do planszówek, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gra raczej nie dla mnie. Z towarzyskich gier "bez prądu" bardziej mnie kuszą planszówki i karcianki, choć przyznam, że dawno w takie nie grałam. Nie licząc paru ich wirtualnych odpowiedników. Za to na komputerze lubię sobie pograć w różne tytuły. :)

    Też na lipiec przyszykowałam sobie trochę książek do poczytania, ale jak to wyjdzie w praktyce - czas pokaże, czy akurat te konkretne przerobię, czy zmienię na jakieś inne. Podobnie z filmami, liczę, że obejrzę wreszcie część z odkładanych na później tytułów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak to bywa, że rzeczywistość weryfikuje plany. Prawdę mówiąc towarzyskich też nie za bardzo lubię, wolę planszówki, odrobinę rywalizacji

      Usuń