niedziela, 15 listopada 2015

11 minut, czyli katastrofa wisi w powietrzu


Już poprzedni film Jerzego Skolimowskiego mnie trochę drażnił i pojawiały się we mnie pytania: skąd te zachwyty - zerknij co pisałem o Essential killing.
A teraz do zachwytów krytyków doszła jeszcze informacja iż to jest polski kandydat do Oscarów. Boże, widzisz i nie grzmisz.
To naprawdę kicha jakich mało. Owszem - technicznie może zaskakiwać, pewne rozwiązania też mogą się podobać - to film zaskakująco odważny, szczególnie gdy się uświadomi sobie, że reżyser to 80 latek. Ale do cholery, wszystkie te elementy niczemu nie służą. To mało powiedzieć, że fabuła jest niespójna, nieprawdopodobna. Niby to ma być thriller, ale za cholerę nie trzyma w napięciu. Owszem, jest trochę tajemnicy, ale koniec jest tak rozczarowujący jak mało kiedy. Mogą się zachwycać krytycy, ale sorry, nie dam sobie wmówić dlaczego "film jest wielki"... To doszukiwanie się wiszącej nad nami katastrofy, fatum, jest nie tylko mało poważne. Jest po prostu żałosne.


11 minut 5A przecież sam pomysł był całkiem ciekawy. Kilka postaci i 11 minut z ich życia. Losy ludzkie, które się przeplatają wzajemnie - rozwiązanie, które widzieliśmy już w wielu filmach i prawdę mówiąc, często byłem nim zachwycony (choćby w filmach Inarritu). A tu mimo, że zebrano fajną ekipę aktorską (nawet z zagranicy), całość jest po prostu przekombinowana, kompletnie nierealna.
Gdyby w tej historii pełnej niedopowiedzeń i znaków zapytania pozostawić również otwarte zakończenie, ale dociągnąć trochę te wątki, byłoby chyba dużo ciekawiej. Tu naprawdę jest kilka ciekawych scen i aż prosiło by się, żeby je rozwinąć, pogłębić. Doprowadzenie ich wszystkich do finału, który jest kompletnie bez sensu, rozczarowuje. Po to budować tajemnicę, żeby potem rozpieprzyć to wszystko w totalnym chaosie? Zero metafizyki? To nawet nie fatum? To totalna rozpierducha, która zbiera tych ludzi i zmusza by zginęli w jednym miejscu. Bez sensu i naprawdę irytujące...
To ja już wolę "Zero", które było moim zdaniem dużo ciekawsze.
I naprawdę dziwię się decyzjom ludzi, którzy wybierają naszego kandydata do Oscara...




4 komentarze:

  1. Nie słyszałam o tym filmie i chyba niewiele straciłam:) Cóż poradzić, czasami ludzkie wybory dziwią:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam ciekawa Twojej opinii.
    Siedziałam w kinie jak na szpilkach. Wyszłabym pewnie po 30 minutach ale miałam pecha bo zarezerwowałam sobie jedne z lepszych miejsc - więc siedziałam z mężem w środku rzędu i nie chciałam nikomu przeszkadzać.
    Film ... najgorszy film jaki dotąd obejrzałam. Drażnił mnie formą i dźwiękiem. Skolimowski nie pokazał w tym filmie niczego nowego. Zwykły wtórny, odtwórczy kawałek taśmy filmowej. Miałam czasami wrażenie, że ktoś dał małpie kamerę :)
    Rzadko kiedy pozwalam sobie na tak krytyczne uwagi, ale szłam ponoć na arcydzieło!!! a wyszłam ze zwykłej chały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! nie jestem sam w wątpliwościach co do "wielkości" polskiego kandydata do Oscara

      Usuń
    2. Nie jesteś! Zapomniałam napisać, ale ich nie powtórzę, o niewybrednych komentarzach kiedy opuszczałam kino z innymi widzami, którzy również mieli podobne odczucia po projekcji. Mogłam śmiało wyjść - nikomu bym nie przeszkodziła, a wręcz dała sygnał, że to właściwy moment do opuszczenia kina. Nie znam też osoby, której podobałby się ten akt przemocy na polskim widzu. Masakra!

      Usuń