
Bohaterem jest Mohammed - nie wiemy, czy jest bojownikiem Al-Kaidy, czy niewinnym człowiekiem, który ze strachu po prostu się ukrywał - tak czy inaczej zabił trójkę Amerykanów w Afganistanie, szybko został złapany, torturowany i wywieziony do tajnej bazy w Europie Środkowej (czytaj w Polsce). Przypadkiem ucieka z transportu, morduje kolejnych żołnierzy. Rozpoczyna się ucieczka i pościg.
Ten początek ma niezłe tempo, jest bardzo naturalistycznie i trzyma w napięciu. Potem głównym wrogiem staje się mróz, śnieg, głód i pragnienie. Mohammed walcząc o życie, zdesperowany i zaszczuty nie cofnie się przed niczym - unika ludzi, potrafi zabić, je korę z drzew, mrówki, jakieś zmarznięte dzikie owoce... Coraz bardziej wyczerpany, ranny, majacząc staje się niczym dzikie zwierze - nie myśli racjonalnie i powoli traci jakąkolwiek nadzieję. Film dalej jest dość przejmujący, ale trudno już mówić o napięciu, coraz bardziej jesteśmy znużeni i w finale dodatkowo zdumieni brakiem logiki i rozsądku. Czepiam się? No nie wiem. Może dla reżysera przesłanie jest jasne - dla mnie rozmyte i film przez to sporo traci. Czlowiek by przeżyć jest zdolny do wszystkiego to jasne, ale po cholerę wmawiać nam to tak nieudolnie (i że do tego idiocieje - chodzi mi np. o beznadziejną scenę rzucenia się na kobietę by napić się je mleka zamiast zabrać siatkę z żarciem)?
W filmie Jerzego Skolimowskiego Amerykanin gra taliba, a Norwegia udaję Polskę (gdzie te wodospady?). Ech - już wybaczyłbym pijanych albo gadających o piciu tubylców, amerykanów latających sobie nad naszymi lasami, ale można znaleźć tu naprawdę dziwne rzeczy, które raczej pasowałyby do nowicjusza, a nie reżysera z doświadczeniem. W wizjach sennych obok wspomnień pojawia się scena mordowania drwala, która dopiero nastąpi, dzikie psy tylko liżą naszego bohatera (pewnie by rany mu się zabliźniły) a to co w reklmach określono jako "niezwykłą kreację" Emmanuelle Seigner jest nijaką kilkuminutową rólką... Vincent Gallo zagrał nieźle ale to też zasługa dość ekstremalnych scen do jakich był zmuszony scenariuszem.
A więc bardzo subiektywnie - rozczarowanie. Film z takim początkiem mógłby iść w stronę kina akcji (wcale bym tego nie chciał), może kina drogi (ale wtedy bohater jednak musiałby obcować nie tylko z sarnami ale z ludźmi), a tak moim zdaniem wyszło trochę mętnie - bardzo widowiskowo (mimo surowej zimy niektóre sceny fantastycznie oddają piękno przyrody i samotność bohatera, ale niepotrzebnie celebrowane w nieskończoność są zmagania człowieka ze swoim lękiem i naturą czy słabością). Moralitet? Jeżeli tak to dla mnie mało czytelny. albo zbyt nachalny.
Film na pewno dość odważny, cholernie zimny (a jednak oddziaływający na emocje) i nietypowy (bohater nie wypowiada ani jednego słowa - to jeszcze bardziej podkreśla jego wyobcowanie). Pomysł miał olbrzymi potencjał, ale chyba to trochę było robione na szybko i sprawia wrażenie nieprzemyślanego do końca. To aż dziwne, że tak krótki film wydaje się za długi...
Dominujące uczucie - niepokój. Może dzięki tej drażniącej muzyce? Może przez niewyjaśnienie niczego z przeszłości, rozciąganie w nieskończoność różnych surowych scen. Może przez tego bohatera, który w obcym kraju walczy o przetrwanie niczym ryba na brzegu - mimo okrucieństw przez niego popełnianych czuje się dla niego aczej współczucie niż potępienie. On też jest ofiarą.
To nie jest zły film. Ale nie jest też dobry - choć móglby takim być, niewiele zabrakło.
Trailer i na youtube ze zdumieniem odkryłem, że miłośnicy udostępnili tam już nawet całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz