Najbliższe dni to pewnie nadrabianie zaległości blogowych, obiecuję jednak na początek powrzucać to co może jakoś nie wymaga wielkiej uwagi :) O wypadzie w Bieszczady nie będę pisał, ale jak ktoś mnie zna bardziej prywatnie wie gdzie szukać fotek.
Na początek serial. Ja przez tydzień nawet nie wiem co się działo (o jakie to cudowne uczucie), a tu na pierwszy rzut notka poniekąd o polityce.
Słynny tytuł, bo przecież to właśnie ta produkcja wyniosła do władzy prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Aktor zagrał polityka i tak spodobał się swoim rodakom, zmęczonym tym co dzieje się i władzy, że w kolejnych wyborach, kandydatura niczym z dowcipu, stała się wielką niespodzianką. Nie znam niestety oryginalnego serialu, z ciekawością jednak zerkałem na to co zrobi Polsat. I kolejny raz niestety stwierdzam, że ta stacja nie potrafi za bardzo wyjść poza poziom odbiorcy o najniższym poziomie wykształcenia - to samo robią Amerykanie, ja to rozumiem, ale te produkcje niestety wtedy rzadko kiedy potrafią naprawdę bawić lub opowiedzieć coś ważnego. Próbując zrobić jedno i drugie, a jednocześnie prostacko uprawiając demagogię, gubi się cały sens. Nawet przecież dogryzając politykom, nie można z ludzi robić baranów, wmawiając im jakieś głupoty. Wystarczyłoby trochę realizmu, a lepiej by się to oglądało. Zaczynając od tego, że rola prezydenta u nas jest inna niż na Ukrainie i nie ma co historii robić jeden do jednego (premier jako pachołek prezydenta, który próbuje rzucać mu kłody pod nogi).
Oczywiście można by było przegiąć w drugą stronę i zrobić z tego agitkę (jak kiedyś była odbierana Ekipa Hollandowej), ale szkoda że potencjał rozmieniony na drobne. Są na pewno plusy - choćby Marcin Hycnar w roli głównej, naiwnego historyka, który przypadkiem zostaje wybrany na urząd (bo nagranie z ukrytej kamery młodzież z jego klasy wrzuciła do neta, a potem zrobiła mu kampanię). Jest kilka fajnych pomysłów na postacie z drugiego planu (sekretarka, ochroniarz itd.), są pełne pięknych słów obietnice, a potem zderzanie się z rzeczywistością jak niewiele ich jest rozumianych i do zrealizowania.
No bywa śmiesznie - rodzina głównego bohatera, która ma nadzieję, na to że skorzystają na jego urzędowaniu, czy szef skarbówki, który jest nawróconym biznesmenem. Dużo rzeczy jednak wypada żałośnie, łącznie z obsadzeniem własnymi przyjaciółmi i byłą żoną najważniejszych urzędów - jak ma się to do polityki czystych rąk i nie wykorzystywania znajomości? Śmiejemy się więc z wprowadzania oszczędności (rower, budynki), choć marzyłby się nam rzeczywiście ktoś u szczytu z takimi decyzjami. Pokazanie skali przyzwyczajenia do bycia częścią układu też jest w punkt, choć tu już bywa nie tylko demonicznie (trójca, która kieruje wszystkim), ale po prostu żałośnie. Sejm, posiedzenia rządu, czy żenujące żarty ministra spraw zagranicznych, sprowadzają jednak ten serial do poziomu Kiepskich, odrywają go od realności. A szkoda. Może i nas na bazie serialu udałoby się wygenerować pozytywny sprzeciw wobec tego co dzieje się w polityce? Mielibyśmy swojego Zełenskiego, z którego Ukraina jest dumna. My ze swoich prezydentów ostatnio raczej być nie mogliśmy.
Wybory coraz bliżej, może warto więc przypomnieć sobie słowa od których w serialu wszystko się zaczęło?
Od zawsze wmawiamy sobie, że wprawdzie obaj kandydaci są ch***wi, ale ten jeden jest troszeczkę jakby mniej ch***wy niż ten drugi c***! A potem jak taki jeden p***rzony, k***a, dojdzie do władzy, to od razu z miejsca kradnie, ile wlezie. A nam każe zap***dalać z chomątem na szyi i do 90!
Czy znowu nas to czeka?
A serialu raczej nie polecam - słabiutki, lepiej włączcie sobie dawne Ucho Prezesa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz