Wkurzony mocno na polityków, na to co się wyrabia przy okazji referendum, potrzebuję chyba jakiejś odskoczni. Ale znalazłem ją w czymś co również mocno nawiązuje do polityki, tyle że w cudownie lekki i piętnujący absurd ironiczny sposób.
Michał Rusinek po książkach dla dzieci, tym razem zdecydował się zebrać różne swoje ostatnie felietony i stworzyć z nich pewną tematyczną całość. Efekt - rewelacyjny! Choć nie przepadam za książkami z felietonami, bo one mam wrażenie szybko tracą swoją świeżość, aktualność, to tu raczej nie ma o to obaw. Po pierwsze dlatego, że autora wcale nie interesują tak naprawdę reakcje polityków na różne sytuacje - on je analizuje pod względem języka, próbuje dojść do tego jakie jest ich ukryte znaczenie, ale znowu nie tyle polityczne, co emocjonalne. Kompleksy, lęki, tworzenie wielkich wizji o samym sobie, wychodzą na światło dzienne, a przy okazji udaje się obnażyć ich brak wiedzy, kompletną degrengoladę językową, demagogię i odwracanie kota ogonem (a raczej uwagi od tego o co się ich oskarża). I to jest zarówno zabawne, jak i trochę oczyszczające, bo spuszcza powietrze z tego nadętego w sobie i nie znoszącego krytyki towarzystwa. Czy jest to również straszne? No może troszeczkę, ale co poradzić - chyba po prostu mieć nadzieję, że kolejne wybory przyniosą trochę inne "elity".
Czy naprawdę nie ma tu polityki - poza "wielkimi" słowami wygłaszanymi przez znajome nam twarze i usta? Ano trochę jest, bo przecież trudno nie wyczuć niechęci autora do tego towarzystwa i tego, że praktycznie wszystkie teksty poświęcone są przedstawicielom jednej opcji. Tym z opozycji też zdarzają się potężne wtopy językowe i wizerunkowe, Rusinek jednak jakby tego nie zauważa. Może troszkę szkoda, bo takiej równowagi tu brakuje. Z drugiej strony - jakoś to zrozumiałe, po pierwsze do słów przedstawicieli opcji u władzy przywiązuje się większe znaczenie, mogą one coś zmieniać, a po drugie niestety doświadczamy tego nie od dziś, że często są one orężem do walki z przeciwnikami, niosą niejednokrotnie negatywną treść, kłamstwo, dzielą na lepszych i gorszych.
Każdy rozdział to jakiś cytat, który potem autor stara się jakoś omówić, czasem wykazując błędy, nietakty, śmieszne połączenia lub nadinterpretację, a robi to jak to zwykle potrafi opowiadając o języku - w sposób błyskotliwy, z poczuciem humoru i z olbrzymią erudycją.
To książka o manipulowaniu ludźmi poprzez używany język, ale też ciekawa lekcja - niby można się pośmiać z wpadek i głupoty (lub perfidii) polityków, niektóre fragmenty jednak przecież są dla nas wszystkich ciekawą lekcją do przemyślenia np. na temat tego jak często używamy rusycyzmów w mowie potocznej.
Dla mnie bomba! I mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli odetchnąć i te wszystkie przykłady traktować ją już jedynie jako pieśń przeszłości. Bo rządzący będą dbali zarówno o to by nie wypowiadać słów zbędnych, nie jątrzyć, ale i dbać o to by mówić składnie, z dbałością o czystość języka. Nie potrzebne nam metafory o orłach skoro wygłasza je nielot, a rzeczywistość ciągnie w dół :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz