Ach, sam pomysł, opis na okładce zapowiadały się wspaniale. Lubię przecież takie połączenia - zagadka, dzieła sztuki, historia, fałszerstwa, zbrodnie dokonywane z żądzy posiadania... No i sam Vermeer przecież ciekawy. Tymczasem nawet nie wiem za bardzo jak to napisać, żeby nie być zbyt mało delikatnym. W końcu wydawcy nie lubią przesyłać książek do recenzji, które ktoś potem zjeżdża, czasem nawet wprost sugerują, że lepiej nie pisać wcale skoro ma być negatywnie. Na Notatniku zawsze jednak zasada jest taka: jak przeczytane to piszę. I jeżeli znajduję jakieś pozytywy, to nie omieszkam o nich wspomnieć :)
Na pewno sporą przeszkodą w lekturze "Na tropie Vermeera" jest styl pisania Agnieszki Ptak, jej pomysł na konstrukcję powieści. Nazwać go dziwacznym, to raczej mało powiedziane. O ile zagadywanie do czytelnika trochę jakby w roli narratora, czy też komentatora, może się czasem sprawdzić i zaciekawiać, to tu raczej jedynie drażni. Obojętnie czy to jest fragment opisu krajobrazu, budynku, czy postaci, w które autorka wplata niby żartobliwe własne dopowiedzenia, trochę drażniąc się z czytelnikiem, czy też powtarzane po wielokroć "dowcipy" ile to można sobie stron odpuścić jeżeli nie chcemy czytać jakichś esejów, które niewiele do fabuły wnoszą albo ile generalnie nam zostało do końca. Miał być kryminał, może połączenie historii i zagadki, a tu wychodzi na to, że przez połowę książki autorka zwyczajnie sobie z nas kpi, produkując fragmenty kompletnie od czapy. Eksperyment?
Fabuła ma mocniejsze fragmenty, choćby sama historia powstania kopii obrazu "Alegoria malarstwa", natomiast próby połączenia przeszłości z teraźniejszością i zbudowania choćby minimalnego napięcia, niestety mocno zawodzą. Może w głowie p. Agnieszki wszystko ładnie się splatało, ale każdy kto czytał kilka książek tego typu, będzie miał porównanie i będzie wiedział, że wyszło słabiutko. Nie dość, że trochę wtórnie, to jeszcze w dodatku mało sprawnie.
Za mało tu Vermeera, za mało klimatu, za dużo eksperymentowania. Żeby popisywać się erudycją, bawić gatunkami, zwodzić za nos czytelnika, trzeba być mistrzem. Sorry, ale p. Agnieszce do Umberto Eco sporo brakuje.
PS A przecież autorka pisać potrafi, bo eseje wplecione w fabułę, choć niewiele mają z nią związku, są ciekawe i klimat mają. Czemu więc nie rozbudowała tej historii w mniej "sensacyjną" stronę?
PS II Alternatywne zakończenia - nawet ciekawe i tego bym się nie czepiał.
Podsumowując - czytasz na własne ryzyko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz