Druga rzecz o której chciałem jak najszybciej po powrocie z gór napisać to powieść Sławka Gortycha "Schronisko, które przestało istnieć". Pierwszy raz zareklamowano mi je zimą w trakcie wyprawy bo Beskidzie Śląskim (dzięki Mario), potem długo czekałem na jakąś okazję, wreszcie gdy zdobyłem to nawet z autografami (bo jeszcze mam i drugi tom) i będzie na licytację na WOŚP.
I kończyłem lekturę w Bieszczadach. No jak góry, to góry.
A jak wrażenia z lektury? Niby to nie jest pierwszy kryminał polski z akcją dziejącą się w górach, a nawet konkretnie w Karkonoszach (choćby Wolwowicz), trzeba przyznać jednak, że czuje się to, że dla Gortycha te okolice nie są tylko tłem, że góry są jego pasją, a historia tych terenów staje się ważnym punktem w fabule. I to mi się bardzo podoba. Nie chodzi więc tylko o opisy tego gdzie autor przebywa, ale również o odtworzenie atmosfery tych miejsc z przeszłości. Jak wyglądały wtedy schroniska, jak wyglądała turystyka, jak to się zmienia... To ważne, bo szacunek dla śladów historii, dawnych mieszkańców tych ziem, sprawia że inaczej też podchodzimy do tego co nam zostawili, do piękna które chcieli stworzyć, udostępnić, pokazać. Pierwsze szlaki, miejsca gdzie można było się zatrzymać, zachwycić widokami, polecanie tego kolejnym osobom. Dziś to wydaje się takie proste...
Fajny klimat, nieźle rozrysowane wątki i sekrety to na pewno plusy tej powieści. Niby nie wyjątkowej, jednak dla kogoś kto zna trochę Karkonosze lub się nimi interesuje, będzie to fantastyczna przygoda. A ponieważ i ja do takich należę, nie będę się czepiał pewnych niedoskonałości (sztuczność niektórych relacji, dialogów, opisów). Skoro to debiut, miejmy nadzieję, że drugi tom będzie lepszy. Przekonam się o tym na pewno do końca roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz