Morfina i Król zachwyciły, mam jeszcze w zaległościach Dracha i Pokorę, na horyzoncie Byk, a tu jeszcze jesienna premiera Chołod do opisania. Zbieram się do tego jak do jeża, bo moje uczucia wcale nie są takie oczywiste. Fragmenty zachwycały, inne niestety nużyły. Zaskoczył mnie na pewno fakt, że w opowieści Ślązaka, który przeszedł długą drogę życiową, to co mogłoby wydawać się najciekawsze, najbardziej dramatyczne, przeskakujemy dość szybko, jakby Twardocha najbardziej kusiła opowieść nie tyle historyczna (tym razem), co bardziej etnograficzna. Codzienność w wiosce plemienia trochę odciętego od cywilizacji miałaby być ciekawsze niż służba w armii, życie pod władzą Stalina, łagier, czy wreszcie ucieczka z obozu? Dziwna to opowieść. Pisana przez człowieka przekonanego, że nie przeżyje i ze zdziwieniem zapisującego kolejne karty pamiętnika. Pogodzony z jakimś fatum nad nim wiszącym, niejednokrotnie potrafił jednak zawalczyć o swoje życie. Godność zatracił gdzieś po drodze, stał się bardziej obserwatorem, biernym uczestnikiem wydarzeń, który postanowił spisywać wszystko, choć sam nie wie dla kogo. I oto jego pamiętnik trafia w ręce pisarza (sam autor?), który zafascynowany północą, wypuszcza się na rejs po tych wodach, choć wcale tego nie planował. Czyta, próbując dojść do tego, czy to co czyta jest czyjąś fantazją, czy może jednak może być prawdą. Ze zdumieniem zanurzając się w losy człowieka, który zdaje się pochodził z tych samych stron co i on. To rozwiązanie trochę zaskakuje i moim zdaniem nawet psuje strukturę tej powieści, chyba większość czytelników, podobnie jak ja, odbierze za dużo ciekawsze fragmenty pamiętnika, niż wstęp i zakończenie. Choć są one chaotyczne, bo ich autor rozmawia sam ze sobą, miesza ramy czasowe i wydarzenia, nie opowiada o wszystkim, ta część naprawdę fascynuje i z ciekawością się w nią zanurzam. Połączenie ze współczesnością moim zdaniem jednak zrobione jest trochę sztucznie.
Pewne wątki - służba bohatera w armii cesarskiej, zaangażowanie się po stronie komunizmu, ciągła konieczność deklarowania narodowości, choćby się mieszkało wciąż w tym samym miejscu - powracają. Konrad Wilgemowicz Widuch pyta jednak samego siebie nie tylko o to: kim jest, ale i o to czy wciąż jest człowiekiem, czy nie zatracił tego co najważniejsze. Historia miotała nim niczym liściem na wietrze. Ostatnie miejsce jego pobytu, czyli tajemniczy Chołod uznał za kres swojej podróży, już nie ma chęci dalej walczyć, uciekać, wędrować. Rozczarowany sobą, ideami które go zwiodły, z ciekawością analizuje wierzenia i zwyczaje ludzi, którzy go przygarnęli i uznali po pewnym czasie za swojego. Ci, którzy lubią etnografię, a jednocześnie nie boją się przemocy, będą zachwyceni.
Powieść ciekawa, choć dość trudna w odbiorze, to na pewno nie jest "przygodówka", jak sugerowałoby streszczenie fabuły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz