Po The Wire (Prawo ulicy), które było kapitalne, można by spodziewać się
po twórcach tamtej produkcji czegoś równie mocnego. Tymczasem... No
czasem lepiej nie robić tego samego drugi raz, z nadzieją, że będzie
równie mocno. Jeszcze nie czytałem powieści (stoi na półce) - podobno to
dobry materiał - jednak film jest tak poszatkowaną historią, że trudno
utrzymać uwagę widza, choć to jedynie 6 odcinków. Owszem, każdy z tych
wątków oddzielnie wydaje się interesujący, jednak gdy przeskakujemy
między nimi, a w dodatku również w czasie na krótkie migawki, bez próby
utrzymania ciągłości sprawy, robi się dość dziwnie. Podsumować by to
można: bohaterem tu są nie tyle ludzie, ale miasto, któremu mają służyć,
w którym mieszkają, które jest ich domem. Jedni jednak nie czują się w
nim bezpiecznie, bo każde wyjście przed drzwi może oznaczać kłopoty, a
inni czują się bezkarni, bo noszą mundur. Baltimore widzieliśmy już w
poprzednim serialu, więc niektóre tematy powrócą - narkotyki, broń,
gangi, przekupni policjanci, nadużywanie władzy, przemoc... no i żmudna
robota, by z okruchów rozmów nagrywanych dzięki podsłuchom, zebrać
jakieś dowody. To
przecież zawsze jest najtrudniejsze. Policjanci będą bronić się
nawzajem, dowody będą fałszowane, a sąd będzie bezradny wobec świadków,
którzy są przekonani, że lepiej milczeć niż narazić się na kłopoty.
Ciekawe
w "Miasto jest nasze" jest pewnego rodzaju niejednoznaczność oceny
policjantów, którzy są na pierwszej linii walki z przestępczością.
Oczywiście - ich przekręty, brutalność i "prewencyjne" zatrzymania
wszystkich ciemnoskórych są obrzydliwe, ale niskie pensje, narażanie
życia wcale nie zachęca do pracy na ulicy, a oni jednak traktują to jako
swojego rodzaju misję. To nawet nie tyle hipokryzja, ale jak to oni
postrzegają "wykorzystanie sytuacji" i zadbanie o własny interes, skoro
polityce mają ich w dupie, nie doceniając ich służby. Walcząc z
przestępczością po prostu w którymś momencie poczuli pokusę, by część
rekwirowanej kasy trafiła do ich kieszeni jako rekompensata... A potem
już poszło niczym równią pochyłą w dół. Nawet jednak ci, którzy byli
oskarżani o brutalność i niesprawiedliwe zatrzymanie, nie są pokazani tu
jako diabły rogate - niejednokrotnie widzimy ich w sytuacjach gdy z
poświęceniem wykonują swoją robotę, zgarniając np. arsenały gangów, czy
prewencyjnie zgarniając wszystkich z ulic, by nie stali się ofiarami
strzelanin. Można się czasem śmiać z durnych rozwiązań, ale przecież
rozliczani są ze statystyk. Nikt nie pyta co za nimi stoi.
Cały
serial zbudowany jest z migawek różnych akcji policji, działań prawników
broniących praw człowieka, którzy szukają wyjaśnień na temat
bezkarności niektórych funkcjonariuszy oraz śledztwa wydziału
wewnętrznego, biorącego pod lupę kilku gliniarzy z wydziały specjalnego,
walczącego z bronią.
Ogląda się prawie jak paradokument, w
scenariuszu jednak zabrakło zarysowania wyraźnej linii budującej
napięcie. Skoro wszystko wiemy od samego początku, to potem nie ma
zaskoczenia. Ogląda się z ciekawością, szału jednak brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz