W szkicach jeszcze kilka świeżych produkcji (m.in. Babilon, o którym bardzo mam ochotę napisać, ale także ciekawy After Sun), na dziś jednak wybieram coś bardziej dla wytrawnych kinomaniaków. Nie oszukujmy się - mimo nagród i wspaniałych recenzji krytyków, to nie jest film dla każdego, wielu widzów będzie raczej drażnił swoją naturalnością, powolnym tempem, niedopowiedzeniami. Damian Kocór zabiera kamerę w wydawałoby się przypadkowe miejsca śledząc swoich bohaterów i chwilami sprawia to wrażenie filmu paradokumentalnego, w którym ludzie nie tyle grają role, ale pokazują kawałek swojego życia. Małe miasteczko z którego ludzie często uciekają szukając lepszej przyszłości, blokowisko, kumple, używki, rozmowy o niczym.
To co jednak jest ciekawego w tym obrazie, to zderzenie takich scen, pełnych wyzwisk, głupich docinków, włóczenie się bez celu, z ciszą, chwilami zatrzymania się, grą na pianinie. To nie jest obraz o patologii, dający łatwe diagnozy.
Zapracowana matka, dyskusje o tym jak zaplanować przyszłość i przesiadywanie w barze z kebabem, który stał się ostatnio lokalną atrakcją - tak można by streścić z grubsza ramy fabuły. I choć cały czas czekamy na wystrzał tej strzelby co wisi na ścianie, obserwujemy napięcie między lokalsami a imigrantami pracującymi przy robieniu kebabów, następuję on dopiero na sam finał. Można to było przewidzieć? Raczej tak. A mimo to mocno to porusza. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że to nie czyn podpitych i agresywnych młodych ludzi jest tu przyczyną, a raczej brak reakcji tych "zwyczajnych", powolne rozmiękczanie atmosfery, najpierw dowcipami, słownymi zaczepkami, a gdy na to jest przyzwolenie, prowadzi to do dalszej eskalacji. Odwrócenie głowy w takich przypadkach jest równoznaczne z tym, że zgadzamy się, by przemoc, nienawiść, nietolerancja, stały się powszechne. I nieważne czy dzieje się to na tle rasowym, narodowościowym, religijnym, światopoglądowym, czy jeszcze na jakimś innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz