Jeżeli ktoś spodziewałby się biografii, jakiegoś epickiego dzieła, o jakich marzy chyba czasem w swoich mokrych snach minister kultury (i jakoś każde "patriotyczne" dzieło okazuje się gniotem), srodze się zawiedzie. Produkcja o Prymasie Wyszyńskim ma te same wady jak większość ostatnich tworów firmowanych przez TVP, czyli m.in. łopatologię, patos, nachalność, nędzę scenariuszową i ogólną drętwotę.
Mimo tego, że chwilami naprawdę trzeba się było wsłuchiwać w każde słowo (czemu mamy tak słabe nagłośnienie w naszych filmach), obejrzałem jednak z ciekawością i doceniam sam pomysł. To nie jest bowiem film o człowieku, którego chcemy stawiać na pomniku, a o człowieku, który zmaga się z wątpliwościami, który pyta i szuka odpowiedzi. To doświadczenie być może go zmieniło, ale pewnie jeszcze długo dojrzewał do mądrości, do tej duchowej siły, dzięki której był przywódcą i głową Kościoła, nawet po tym jak go uwięziono i próbowano złamać.
To byłby dobry materiał nie na wielką filmową produkcję, a np. na teatr telewizji, coś co mogłoby przy pewnych uproszczeniach, skróceniu, stać się podstawą do dyskusji na lekcjach etyki, filozofii, czy religii. I przypomina mi się mądry ksiądz, który prowadził lekcje w mojej klasie maturalnej (jeszcze załapałem się na "reformę" i wprowadzenie religii do szkół), który nie oczekiwał od nas klepania regułek i powtarzania dogmatów, ale zadawał pytania i rozmawiał o tym jak my widzimy różne sprawy. A o jakich sprawach moiw ta produkcja?Ano sam tytuł mówi wszystko. Jak przebaczać, jak odnaleźć w sobie tą wiarę, która będzie silniejsza niż nienawiść, niż pragnienie odwetu, zemsty. Gdy obok ciebie wszędzie cierpienie, gdy umierają twoi przyjaciele, gdy widzisz okrucieństwo na nieludzką skalę, jak nie pytać o sens, o obecność Boga, o to jak żyć dalej? Ksawery Szlenkier może wypada trochę sztywno, ale dobrze gra te dylematy - czy mam się cieszyć z kłamstwa - przecież mimo, że uratowało ono czyjeś życie, to jednak nadal jest grzechem. Co jest wolą Stwórcy, a co naszym ludzkim kombinowaniem i jedynie dorabianiem do niego usprawiedliwienia? Jeżeli ktoś oglądał cudowny film "Misja" ten wie jak wokół takich dylematów można zrobić kino nie tylko mądre, ale i piękne, w dodatku wcale nie dające wykładni wprost, zmuszające do myślenia. Niestety "Wyszyński" nie ma w sobie tej siły. Pozostaje ciekawym pomysłem na pokazanie młodego księdza, jednocześnie oficera Armii Krajowej, który przeżywa wątpliwości dotyczące tego czy wierność Ewangelii nie oznacza czasem naiwnego pójścia pod nóż, na co wyraźnie nie ma w sobie zgody. Nie chwyta sam za broń, ale głosi ideę walki zbrojnej w obronie ojczyzny. Ten sam człowiek, za kilkanaście lat będzie inicjatorem głośnego listu biskupów polskich do niemieckich. Jest więc o czym na pewno myśleć i rozmawiać. Szkoda więc, że zaprzepaszczono to dość nachalnym i mało atrakcyjnym obrazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz