Zupełnym przypadkiem trafiony obraz i banan na twarzy. Ja wiem, że przy chorobie dwubiegunowej bywa różnie i nie ma co tego bagatelizować, a tu jednak wychodzi trochę sielankowo, za to ile tu pozytywnych emocji! Od stanów maniakalnych do depresji, do tego dodajcie alkohol, papierosy i jeszcze wybuchy agresji. No jazda bez trzymanki. A jednak twórcy opowiadają nam historię o tym, że mimo dość poważnego stanu, człowiek może opiekować się samotnie dziećmi. I choć wiele rzeczy z tego co widzimy, powinno powodować interwencję opieki społecznej i odebranie praw rodzicielskich, tu okazuje się, że to wszystko nieważne, bo dzieci czuły się kochane. No jasne, w fazie maniakalnej, gość potrafił nieba uchylić i zdobyć się na największe szaleństwo, a to że czasem nawalał, dzieci mu wybaczały, bo były świadome jego choroby. I w sumie nie miały wyjścia. Tak się po prostu umówili rodzice - by mieć lepszą pracę, zarabiać więcej, matka musiała skończyć studia, potem znaleźć dobrą pracę, a to oznaczało wyjazd na długi czas. I choć bała się tego, zostawiła córki człowiekowi, którego chyba po różnych akcjach nawet się trochę bała. Ale jak sam stwierdził: jest lepszym ojcem niż mężem. Ogląda się to naprawdę z uśmiechem na twarzy i to raczej nie ze względu na chwilami komediowe akcenty, ale na cudowną więź jaka jest między tatą i jego dziećmi. Szalony, mało odpowiedzialny, ale cholera - takiego ojca nie ma nikt inny.
Podobno scenariusz powstał na podstawie wspomnień reżysera z dzieciństwa, więc ja tą słodko-gorzką historię kupuję i biję brawa za obsadę! Mark Ruffalo i dziewczynki są po prostu cudne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz