Pamiętam mój zachwyt przy pierwszych tomach o Breslau i z Eberhardem Mockiem w roli głównej. Ten mrok, te detale, ta mieszanka rozpusty, hedonizmu, a jednocześnie walki o zasady, o sprawiedliwość. To opowieści o policjancie, który czasem idzie pod prąd rozkazom przełożonych, oczekiwaniom społecznym. Ma swoje wady i to wcale nie błahe, a jednocześnie niejednokrotnie udowadnia, że ma w sobie więcej z człowieka, niż ci którzy ględzą o moralności.
Błaganie o śmierć to już 13 spotkanie z Mockiem. Kilku z tych nowszych, gdy autor powrócił do wcześniejszych spraw, jeszcze nie czytałem, ale pewnie teraz pora żeby nadrobić może zaległości i jednocześnie cały cykl. Przecież Marek Krajewski właśnie ogłosił że żegna się ze swoim najsłynniejszym bohaterem. Mam ochotę na ten powrót, bo najnowsza książka trzyma dobry poziom i dostarczyła mi takich emocji jakie pamiętam sprzed lat. Śledztwo w sprawie jakiejś zagadki, napięcie, ale wciąż towarzyszący Mockowi i czytelnikowi dziwny fatalizm, że choćby nie wiem co się robiło, sprawa i tak jest przegrana. Wszystko jakby sprzysięga się przeciw Eberhardowi.
Dochodzenia, które ma poprowadzić są dwa, jedno o którym zdecydował
sam, a drugie zlecone przez przełożonych. Okazało się jednak, że
lekceważona przez innych sprawa porwania dziecka znajomej prostytutki,
wyraźnie łączy się ze śledztwem w sprawie ustawionej walki bokserskiej do którego rzucono wszystkie siły policji.
Słabość do zrozpaczonej matki u Mocka jest ponad rozkazami, nie może jednak zupełnie być na nie obojętny. A gdy już złapie trop i poczuje, że obie sprawy mogą się łączyć, zrobi wszystko, by zagadkę rozwiązać, nawet sięgając do nie zawsze czystych metod zdobycia kolejnych
informacji. Przeciwnik będzie silny, bo ludzie z Bractwa Pierścieniowców, czyli zrzeszenia byłych więźniów, mają powiązania nawet na najwyższych szczeblach władzy. Po raz kolejny będziemy wraz z bohaterem schodzić na dno, zaglądać w najgorsze zaułki i slamsy, a potem brylować w gabinetach ludzi, którym wydaje się, że dzięki pieniądzom mogą wszystko. I ponownie będziemy się zastanawiać co nas bardziej odrzuca i zniesmacza. Krajewski bowiem nie unika brutalności, opisów wręcz obrzydliwych i odrzucających, to proza na pewno nie dla wszystkich. Zanurzamy się w mroczny labirynt lokalnych
powiązań oraz brudny świat ludzkich żądz i perwersji. Dla jednych to nie do przejścia, a inni, mimo pewnego dyskomfortu, nie ukrywają fascynacji. O ile u innych pisarzy czuje się pewną przesadę, epatowanie makabrą, to tu pozostaje jedynie zdumienie, że takim językiem można opisywać tak paskudne czyny. Mock walczy też ze swoimi demonami i pod tym względem pasuje ten tom na pożegnanie, choć jednocześnie to rozwiązanie dziwi, bo jeżeli chodzi o chronologię wydarzeń, nie jest przecież na końcu. Może to jednak daje nam szanse na kolejne spotkania z bohaterem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz