Dziś Wszystkich Świętych, jutro Zaduszki, więc pora gdy jakoś w szczególny sposób myślimy o sprawach ostatecznych, o tych, którzy odeszli. I wreszcie siadam do notki, którą odkładam już chyba z rok albo i dłużej. Zwykle piszę na świeżo, żeby było to jak najbardziej "moje", żeby wszystko pamiętać, ale przy tej książce miałem ewidentną trudność. Trudno ją rozpatrywać w kategoriach "czy dobrze się czyta", trudno mówić o tym co ważne przy reportażach, czyli czy autor sięgnął po ciekawą sprawę i czy budzi ona emocję. Gdyby szukać w takich kryteriach, to chyba jedynie jeden z rozdziałów, pasowałby tu w miarę dobrze, gdyby nie to, że Mariusz Szczygieł opublikował go tu z własnym komentarzem pisanym po jakimś czasie, co zmienia zupełnie jego sens. To już nie "interwencja", a raczej pytania o kwestie etyczne pracy dziennikarza, o odpowiedzialność za to, co może nastąpić na skutek jego tekstu. I choćby nie miała sobie zbyt wiele do zarzucenia, to i tak, jak widać, zadaje sobie pytania i coś go dręczy. Tak - być może pamiętacie tą sprawę, chodzi o tekst o kobiecie skazanej za przemoc wobec dzieci, która po latach znalazła się na liście ekspertów do spraw wychowania i edukacji przygotowanej przez MEN. Ten tekst tu się wyróżnia, ma najbardziej charakter reportażu do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, ale jak wspomniałem, nawet on, zmienia swoją wymowę poprzez spojrzenie na niego po latach. Tym co jakoś łączy go z pozostałymi jest coś bardzo nieuchwytnego, próba spojrzenia bardziej na to czego "nie ma", niż to co da się uchwycić jako fakt. Pierwszy, dość emocjonalny tekst o kobiecie, był właśnie taki, ale spojrzenie na to, jak on rezonuje w ludziach, że być może nie niesie wcale dobra, a coś mrocznego, co niestety potem musi znaleźć ujście, jest już zupełnie inne.
Jest to więc książka, która jest zderzeniem z tym co budzi niepokój, czasem tęsknotę, wspomnienia zarówno te dobre, jak i bolesne. Czym jest miłość, a czym jej brak? Co to jest pustka po kimś lub po czymś? Punktem wyjścia podobno były własne emocje, ale Szczygieł nie raz już pokazał, że potrafi znaleźć w bohaterach swoich reportaży sprawy i tematy, o które być nikt inny może by nie spytał. To rzeczy czasem banalne, ale jak widać ważne dla nich, a on to jakoś wyczuwa. Budzą w nim ciekawość przedmioty, historie z nimi związane, wspomnienia, a jak się okazuje w nich ukryte jest tak dużo, że potem tylko trzeba znaleźć pomysł jak to przelać na papier.Chwilami nawet sam sposób narracji, czy pisania staje się sposobem na to, żeby wyrazić coś ważnego, a nieuchwytnego, staje się eksperymentem, do którego zostaje zaproszony czytelnik, żeby sam dopowiedział sobie coś czego tak naprawdę na tych stronach nie ma. To zaskakuje, ale jednocześnie stanowi próbę pokazania, że nie da się na papierze uchwycić wszystkiego, zamknąć w ramki, zdefiniować. Niektóre uczucia będziemy w stanie być może zrozumieć w pełni, jeżeli sami czegoś doświadczyliśmy. I dlatego to książka dość wyjątkowa, która rezonuje w czytelniku, jak mało która.
Śmierć, żałoba, odchodzenie, upływający czas, pamięć, szczęście... Może wydawać się, że część z tych rozdziałów to rzeczy błahe, niepasujące, nie budzące emocji. Jeżeli jednak czyta się to powoli, w skupieniu, to nagle tak różne historie, nawet formy, łączą się ze sobą. I to jest tu najciekawsze.
A ja sobie chyba w przyszłym roku po prostu do tego na spokojnie jeszcze raz wrócę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz