czwartek, 21 kwietnia 2022

W świetle dnia, czyli to nie moja wojna, ale muszę tu być

Wielka historia, dramaty, ale widziane oczami pojedynczego człowieka. Ile już tego typu historii i obrazów było? Ten nie jest może jakiś wyjątkowy, choć odsłania trochę dla nas mniej znany kawałek historii. Opowiada bowiem o roli Węgrów, którzy ramię w ramię z Hitlerowcami walczyli na froncie wschodnim. Napisałem walczyli? Cóż ten niewielki wycinek, który oglądamy nie ma w sobie raczej zbyt wiele z wojaczki. To raczej taplanie się w błocie, niepewność, podejrzliwość, trupy i błędne decyzje.


Główny bohater nie ma jakiegoś wysokiego stopnia, raczej trzyma się z tyłu, ma pewnego rodzaju intuicję, wyczuwając problemy, nie chce ich generować. Jego przełożeni są inni - prą do przodu choćby po trupach, a w razie porażki, próbują znaleźć winnych i karać za to choćby i niewinnych cywili. Kapral Istvan Semetka ma w sobie też wrażliwość - nie chce zbędnej przemocy ani okrucieństwa, nie zamierza wykorzystywać pozycji siły. To jego oczyma oglądamy kilka dni z historii jego oddziału. 

To jak zanurzanie się w głąb nieznanego, dzikiego lądu, tyle że to nie Afryka, ale Rosja. Zbliżamy się jednak do jądra ciemności i dotykamy podobnego szaleństwa, które dotyka ludzi, czyni ich innymi.
Seans niełatwy, raczej dla smakoszy kina artystycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz