Kolejna, już trzecia odsłona JackWolfskin Lądek Film Tour, czyli pokazów filmów związanych z górami w kilku miastach Polski. Pełne kina są dowodem na to, że potrzeba ewidentnie jest - w końcu oglądanie dokumentów w sieci to nie to samo, a choć kino to nie to samo co sala festiwalowa po dniu łażenia, to i tak jest fajny klimat. Brawa dla organizatorów, choć tym razem byłem trochę filmami rozczarowany.
Czemu? W obu przypadkach czymś innym. A może nałożyło się na to również moje zmęczenie po długiej jeździe autkiem?
W pierwszym przypadku ciekawa jest historia - oto reżyserka podejmuje temat tego jak trudno jest realizować marzenia kobietom w Iranie. Dodajmy marzenia związane z uprawianiem sportu, choćby takiego jak wspinaczka. Problemem jest nie tylko strój, ewentualne problemy ze strażnikami moralności - tam wszystko co może zbliżać kobiety i mężczyzn niezamężnych może wydawać się podejrzane, a już oficjalne zgody na członkostwo w klubach, organizacjach to w przypadku kobiet raczej marzenie ściętej głowy.
Nasim nie chce opuszczać swojego kraju, choć pewnie gdzie indziej miałaby łatwiej, zastrzega też w filmie, że nie ma zamiaru walczyć z rządem i jego prawodawstwem. Chce tylko troszkę więcej wolności, pokazując, iż w zmaskulinizowanym społeczeństwie trzeba zrozumieć potrzeby kobiet, które marzą nie tylko o małżeństwie i rodzinie. Niestety reżyserka nie podejmuje próby wejścia w temat ciut głębiej, to parę ogólników od samej bohaterki i jej znajomych, którzy ją wspierają. Same zdjęcia też bez rewelacji. Choć więc temat ciekawy, film raczej nie powala.
Drugi przypadek jest trochę inny i nie tylko dlatego, że nie ma tu wiele miejsca na góry. Martijn Doolaard, który wymyślił sobie wyprawę z Amsterdamu do Singapuru... rowerem (ładnie nie? 17 000 km), z góry nastawił się, że będzie całość dokumentował. Potem poza filmem, pojawiła się też książka, pewnie na blogu regularnie też pojawiały się różne posty, jest to więc przykład mocnej promocji, szukania popularności i poklasku, a w tym wszystkim mam wrażenie, że trochę gubi się jakaś prawda. Co jest ustawką, a co autentycznie dramatycznym przeżyciem? Co bólem, a co kreacją? Nie brakuje w tym filmie ładnych obrazków - świątyń Myanmar, latających balonów nad Kapadocją, wyspy Goa, oczywiście z prężącą swoje kuszące kształty koleżanką w bikini... Jeżeli czasem wkurza Was instagramowa sztampa to poczujecie ją i tu. Nie bardzo rozumiem jak można przejechać ileś dni i nie zamieścić w filmie żadnych fotek z jakiegoś kraju, jakby nie był wart uwagi, jakby to co ciekawe było jedynie egzotyką (Iran, Indie itd.). Płyciutko, pobieżnie, trochę bez pomysłu. Gdyby jeszcze narracja trzymała jakąś ciągłość, ale wplecione tu są filmy (pewnie z FB) kręcony niby na żywo relacje, które nijak mają się do klimatu całości opowieści. Niby ładne, ale to jak niewielki cukiereczek w złotku - więcej obiecuje (np. w zwiastunie) niż zawiera.
Filmy z festiwalu zdaje się można już oglądać również online - zajrzyjcie na filmygorskie.pl - na razie szczególnie polecam Alpinistę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz