Cierp duszo, skoro wzięłaś na trzydniowy wyjazd lekturę, którą połknęłaś w jeden dzień. Cierp. A przecież mogłeś się tego człowieku spodziewać, bo znasz już kilka powieści tego autora i wiesz, że Darda potrafi wciągnąć w opowieść. Mimo niepokoju jaki budzi się w trakcie czytania (oj potrafi budować klimat), nie masz ochoty przerywać.
Co prawda wciąż nie mogę wybaczyć autorowi rozpoczynanie cyklu, a potem zajmowanie się odrębnymi historiami (bo tak należałoby to potraktować), może jednak następna książka pojawi się wkrótce (trzymam kciuki).
Jedna krew nie jest związana z poprzednimi seriami (Czarny wygon, Dom na Wyrębach), ale można dostrzec pewne podobieństwa. Oto lokalna legenda, jakieś wierzenia ludowe, przesądy, kompletnie niezrozumiałe dla innych i być może nawet zapominane współcześnie przez najmłodsze pokolenia, wbrew pozorom jednak dziadkowie wiedzieli co robią, by uchronić się przed złem. Możemy się wzdrygać z przerażaniem, próbować szukać naukowych wyjaśnień tego co naszym zdaniem byłoby wyjaśnieniem ich obaw, czy aby na pewno jesteśmy od nich mądrzejsi i nie popełniamy ich błędów?
Wszystko zaczyna się w latach 80 w niewielkiej bieszczadzkiej wiosce, ale tak naprawdę zaczęło się dożo wcześniej. Wtedy jednak to było pierwsze zetknięcie głównego bohatera z czymś, o czym rodzice nie chcieli z nim rozmawiać. Czemu zmarłemu odcina się głowę, a pierś przebija metalowym zębem brony - jaka to trauma dla 11-letniego chłopca, gdy na jego oczach robią to jego siostrze ciotecznej? Tamta noc na zawsze go zmieniła i choć Wieńczysław Pskit próbował na własną rękę znaleźć odpowiedzi, nie jest do końca pewien tego co wtedy faktycznie się wydarzyło. I to jest świetnym rozwiązaniem w tej opowieści - do końca nie jesteśmy pewni co jest jakimś urojeniem i wtedy postępowanie wielu osób jest jakimś obłędem, czy jednak faktycznie coś zagraża nie tylko ich życiu, ale i ich bliskich. Zasiać w nas niepokój, a potem dalej prowadzić w ciemność i w szaleństwo - to Darda potrafi wybornie.
Sami będziemy musieli rozgryźć pewne sekrety i niedopowiedzenia. Czy to możliwe, że ktoś pochowany do grobu, wciąż pojawia się w okolicy i niepokoi ludzi? Czy rzeczywiście historie o tym, iż jedynie krew kogoś spoza jego bliskich może go uspokoić, mają jakieś ziarno prawdy? Niby znamy historie o wampirach, ale ta jest dość wyjątkowa, bardziej swojska, słowiańska, a wyjaśnienie tego kto staje się ofiarą takich przypadków jest dość niepokojące.
To czego bym się mógł przyczepić w tym tytule to na pewno główny bohater - trudno go polubić, a to co wyprawia obserwuje się z rosnącym niepokojem. Może w tym przypadku jednak tak musiało być? To na pewno nie jest słodka historia, w której mamy wyraźny podział na dobrych i złych, mając pewność kto przeżyje i zwycięży w tym starciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz