Ale dzisiejszy wpis o starociu za lat 80 daje mi okazję do jeszcze jednej informacji (o ile jeszcze do Was nie dotarła). JustWatch uruchomiło polską wersję serwisu! O ile lubicie szukać rzeczy po rekomendacjach wcześniej oglądanych filmów to tu macie dodatkową frajdę - informację na temat gdzie możecie legalnie coś obejrzeć! Baza rzeczywiście robi wrażenie, więc pewnie przyda się niejednemu maniakowi filmowemu.
A dziś na Notatniku dwóch gigantów. Michael Douglas i Ridley Scott. Rok 1989 i produkcja trochę zapomniana, wciąż dająca jednak sporo frajdy. Taka mieszanka Brudnego Harry'ego i wyobrażeń Amerykanów o Japonii. Zanim dotarła do nas moda na kino gangsterskie z Azji, już próbowano opowiadać historię o przestępcach budzących grozę większą niż mafia sycylijska. Tyle, że z amerykańskiego punktu widzenia. Poza tym, że Azjaci są sztywni, mało skłonni do współpracy, trudni do zrozumienia ze swoimi przyzwyczajeniami i zasadami, to i mniej skuteczni - w końcu ktoś musi im udowodnić, że nie ma czegoś takiego jak "nie da się". I to prawie w pojedynkę.

Gdyby tak rozbudować jeszcze rolę miejscowych, żeby nie byli tak płascy, dodać głębi tej historii, to mógłby być film, który ma status kultowego. A tak... Douglas w formie. Ale Scott robił lepsze filmy. Zdjęcia i muzyka nadal jednak tworzą fajną kompozycję. Kiedyś jednak nawet kino rozrywkowe starano się jednak robić z artystycznym zacięciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz