Zakończenie trylogii rozpoczętej Inwazją i Farbą (notki o nich znajdziecie w spisie przeczytanych). Nadal w konwencji, która pewnie nie wszystkim podejdzie, jednak ja już przy drugim tomie przestałem marudzić. Pal licho uproszczenia, ale rozmach z jaką nakreślone są te wszystkie wątki robi wrażenie. Niby nie wszyscy bohaterowie są "pozytywni", to właśnie wychodzi jednak na plus, szczególnie gdy różne ich ścieżki przecinają się ze sobą. Komu by tu przyznać status największego sukinsyna, a komu największego pechowca?
Nie mam zamiaru streszczać Wam poszczególnych wątków, tak czy inaczej przed lekturą Kontry trzeba sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy inaczej nie będzie frajdy. Nie znając wszystkich wcześniejszych wypadków nijak nie będzie można docenić przewrotności różnych pomysłów Miłoszewskiego. U niego prosto z piedestału można zlecieć w jednej chwili na samo dno lub jakimś cudownym trafem nie tylko uratować dupę, a nawet wypłynąć jakoś na fali, zbierając niezłe profity.
Wracają znane już postacie, pojawia się kilka nowych, a wszystkie historie przeplatają się ze sobą, tak że nie da się znudzić, wciąż chce się poznać ciąg dalszy i z postanowieniem jedynie rzucenia okiem na kolejny rozdział, wsiąkamy na kolejne minuty, kwadranse itd.Gdyby to streścić do kilku zdań to można by było tak: Władimir Putin jak pamiętacie napadł na Polskę i zamierzał nawet rozciągnąć swoje imperium na nowe terytoria w Europie. Tyle że Amerykanie nie mają zamiaru czekać i rozpoczyna się walka na całego, głównie przy użyciu broni konwencjonalnej bo po pierwsze nikt nie chce nacisnąć guzika z rakietami nuklearnymi, a po drugie Rosjanie w dość cwany sposób wyeliminowali większość elektroniki posiadanej przez NATO. Walczą niestety m.in. na naszym terytorium, więc kraj wciąż pogrążony jest w chaosie.
W tej całej naparzance oddział naszych starych znajomych będzie miał możliwość wykazania swojej przydatności. Ale wiecie co? Nawet nie te wszystkie wojenne, militarne, taktyczne, polityczne smaczki, czy nawet spektakularne akcje specjalne najbardziej przykuwały moją uwagę. Miłoszewski potrafi nieźle komplikować losy różnych swoich postaci, więc to właśnie te pojedyncze jednostki, ich determinacja by przetrwać mimo otaczającego ich nieprzyjaznego świata jest tu najbardziej interesująca. Do tego fajnie spina różne wydarzenia poprzez miniatury nie mające nic wspólnego z fabułą, ale pokazujące nam różne wydarzenia i ich wpływ na zwykłych ludzi (np. stawianie nowej granicy przez Chiny). Chwilami można się przy tym nawet uśmiechnąć, choć raczej obrazy wojny, okrucieństwa, głodu i obojętności dowódców wobec ofiar szybko nam ten uśmiech zmazują z twarzy.
Nie zabraknie przemocy, wulgarności, ale taka to już konwencja. No i czyta się błyskawicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz