Nie będę chyba obiektywny w swojej ocenie. Dlatego, że przez wiele lat to był aktor dostarczający mi tyle cudownych emocji, ukochany, rozbawiający do łez, zawsze kojarzący się niesamowicie pozytywnie. I choćby zrobiono mu laurkę, pewnie bym połknął, nawet nie dostrzegając że czegoś mi w niej brakuje.
To jednak nie jest jedynie hymn pochwalny. Punktem wyjścia do tego filmu jest to co na jego końcu, czyli tragiczna śmierć, której raczej byśmy się po nim nie spodziewali, jest to więc nie tylko biografia, ale próba poznania go lepiej, by zrozumieć... Zawsze wydawał się tak radośnie nastawiony do życia, dawał energię, siłę, był ostatnim człowiekiem, który by się kojarzył nam z depresją. Reżyserka Marina Zenovich chyba chciała trochę zburzyć nasz wizerunek jaki o nim mieliśmy, pokazać nam go nie tylko jako komika, aktora, wesołka, pokazać nam go trochę w kontrze do tego obrazu. Jaki był prywatnie, poza planem, czym żył, jak radził sobie z oczekiwaniami i uwielbieniem tłumów? Odpowiemy sobie również na pytanie dlaczego popełnił samobójstwo.

Jego kariera była dość konsekwentna, miał w niej trochę szczęścia, włożył jednak masę pracy, to dzięki jego pomysłom, intuicji, energii te role będziemy pamiętać jeszcze długo. Sporo tu nagrań mało znanych, zza kulis, pokazujących go wyciszonego, czasem samotnego, bo te momenty gdy stawał się duszą towarzystwa jednak go wypalały. Kochał to, szukał akceptacji, ale było w tym jednak sporo grania. Tak naprawdę był poważnym, wrażliwym człowiekiem, bycie komikiem traktował po prostu jako pracę, do której podchodził po prostu bardzo profesjonalnie, dając z siebie wszystko.
Marzenia, kolejne małżeństwa, uzależnienie, dzieci, dom, wreszcie choroba... Kolejne etapy życia, o których opowiadają bliscy mu ludzie (m.in. Billy Crystal czy David Letterman) to nie tylko masa anegdot i ciekawostek, ale przede wszystkim ciekawy portret, pokazujący wnętrze człowieka, którego pokochaliśmy głównie za jego ekspresję, poczucie humoru.
Czapki z głów, wchodzimy na stoły i kłaniamy się nisko, bo taki człowiek zdarza się nieczęsto.
O Kapitanie, mój Kapitanie!
Uwielbiałam jego rolę.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i interesujący post. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń