wtorek, 5 czerwca 2018

Ghost in the Shell, czyli maszyna do zabijania


Do kina ostatnio nie chodzę, ale za to próbuję nadrabiać zaległości z małym ekranem. Westworld w drugim sezonie co prawda nie nie wzbudza we mnie tak wielkich emocji, ale szykuje się jeszcze kilka rzeczy ciekawych przed wakacjami. Szkoda tylko, że nie S-F. Jakoś wsiąkłem w kryminały i potrzebuję chyba jakiejś odmiany. Dlatego z taką ciekawością zasiadłem do obejrzenia Ghost in the Shell. Co prawda ze świadomością, że to amerykańskie wariacje na temat japońskiego oryginału, ale tamten jakoś dotąd mi się nie trafił do obejrzenia. Chyba świadomie go unikam, bo za mangą i anime po prostu nie przepadam, nie rozumiem zachwytów nad tą stylistyką i jej nie kupuję. Ale wersja aktorska? No czemu nie? Już parę razy z komiksów wyszło coś całkiem fajnego na ekranie. Czytając komentarze i opinie już wiedziałem, że w porównaniu z pierwotną wersją, będzie mniej klimatycznie, bez tak dużej dawki filozofii, za to z naciskiem na akcję. I chyba dlatego, że to wiedziałem, zawodu nie było.

Ghost in the Shell 2017 Scarlett JohansonWizualnie robi to wrażenie, aktorsko nie ma co oceniać, a co do treści... Cóż. Proste to wszystko i na próżno szukać głębi jak choćby w Blade Runnerze. Może jednak trzeba będzie sięgnąć po oryginał.
Motyw, by stworzyć cyborga, wkładając ludzki mózg do doskonałej maszyny, nie jest niczym nowym. Tu jednak nie chodzi jednak o historię samej major, pościg za nieuchwytnym hakerem, który kradnie informacje i morduje kolejne osoby związane z firmą zajmującą się udoskonaleniem ludzkich ciał. Równie interesujące jest to jak pod wpływem nowoczesnych technologii, wiele osób decyduje się na dobrowolne operacje, wymieniając organy na części. Działalność firmy to nie tylko postawienie na doskonałą broń, ale przede wszystkim olbrzymie pieniądze płynące z przekonywania odbiorców, że to wszystko jest bezpieczne, przydatne, polepszające ich komfort życia. A że przy okazji pacyfikuje się nieposłusznych i kontroluje ludzi, to już sprawa, której lepiej nie ujawniać.
W trakcie śledztwa major, zaczyna dostrzegać pewne rzeczy, które ją niepokoją. Idealny żołnierz staje się coraz bardziej niebezpieczny dla tych, dzięki którym kiedyś się odrodziła.
Prawda że nie brzmi to w jakiś bardzo wyszukany sposób? I tak też jest. Ogląda się dość sympatycznie, ale oprócz ładnych obrazów i kilku scen, nie zostanie w głowie zbyt wiele. Miasto widzimy najczęściej wieczorami, czasem w deszczu, jego mieszkańcy pochowani w swoich mieszkankach, może podpięci do ogólnoświatowej sieci - nawet ta wizja nie jest jakoś bardzo oryginalna. Do niezłych scen walk, dorzucę jednak na plus, klimat, który bliższy jest chyba bardziej oryginałowi niż typowym produkcjom z Hollywood - jest więcej wyciszenia, miejsca na samotność, a i kolory są jakieś trochę przygaszone. Szkoda jednak, że spłycono tak bardzo samą wymowę filmu - nie chodzi już o granicę między robotem i człowiekiem, sztuczną świadomość, a jedynie o odzyskanie wspomnień i słuszną zemstę za dokonane krzywdy, wymierzenie sprawiedliwości.

2 komentarze:

  1. Ostatnio jestem na bakier z filmami. Ale recenzja zachęcająca !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiś czas temu zastawiałam się nad zakupem DVD z tym filmem, ale ostatecznie odłożyłam to na później. Co do anime, widziałam kiedyś pierwszą i drugą część wersji kinowej. Pierwsza, ta najbardziej kultowa, zrobiła wtedy na mnie dość duże wrażenie. "Dwójka", którą też dawno oglądałam, już mniejsze - tzn. wizualnie była bardziej dopieszczona z tego, co pamiętam, lecz przedobrzono z fabułą, a konkretnie z eksponowaniem warstwy filozoficznej. Jeszcze widziałam kiedyś pierwszy i drugi sezon serialu anime "Ghost in the Shell Stand Alone Complex", który tak na marginesie najcieplej wspominam z dotąd poznanych wcieleń marki.

    OdpowiedzUsuń