czwartek, 1 października 2015

Hotel Ruanda, czyli chyba jednak zbyt grzecznie. I Czytaj PL

Tragiczne wydarzenia w Rwandzie jak mało który temat z historii współczesnej nadają się do tego by zostać przeniesione na ekran - by wstrząsać naszymi sumieniami i zwracać uwagę na regiony świata, wobec których niestety nasza wiedza, zaangażowanie, emocje, wciąż są zbyt małe.
Z ogromną ciekawością sięgałem po ten obraz - zwłaszcza, że czytałem wcześniej o nim iż jest zrobiony na podstawie autentycznych wydarzeń. Fabuła opowiada nam historię człowieka, który mimo iż mógł zająć się jedynie ratowaniem własnej skóry, postanowił pomagać też innym, narażając życie i bezpieczeństwo swojej rodziny. Paul Rusesabagina był managerem w jednym z hoteli, a po jego opuszczeniu przez białych i gdy w każdej chwili groziło im ryzyko wkroczenia bojówek Hutu, zorganizował tam miejsce schronienia dla setek osób. Uratować 1268 istnień ludzkich to czyn, który zasługuje na film. I chyba powiedziałbym, że zasługuje na lepszy niż ten.


 
Rozumiem, że dla widza amerykańskiego trudno by było zrobić film bardziej dosadny, poważniejszy, ale czegoś mi jednak w tej historii zabrakło. Nawet nie brutalnych scen, bo tych przecież się domyślamy, nawet jeżeli nie pokazuje nam się ich wprost. Chodzi raczej o to jakimi emocjami oddziałuje się na widza, czy może się on jakoś zaangażować uczuciowo w film, w to co spotyka bohaterów. Tu niestety jest główny bohater, jego rodzina i kilka wzruszających scen, gdy się o nich boi (on jest Hutu, ale jego żona należy do plemienia Tutsi), ale cała reszta postaci stanowi dość mało interesujące tło. Krzyczą, biegają, płaczą, klną (oficer ONZ), lecz są kompletnie nijacy. Mamy więc jednego bohatera, któremu towarzyszymy w jego próbach ukrycia faktu iż w hotelu schronienie znaleźli uciekający przed prześladowaniami ludzie. Kłamie, daje łapówki, błaga, organizuje ochronę, byle nie stracić tych, którzy mu zaufali. Nawet nie sądził, że tylu ich będzie. Jak tu jednak odmówić, skoro za ogrodzeniem mogą w każdej chwili być zamordowani maczetą? Nie był żadnym wielkim bohaterem. To co robił wynikało raczej nie z odwagi i brawury, ale poczucia, że tak po prostu trzeba. Przerażony był nawet nie tym, że ktoś zagraża bezpośrednio jemu, a tym, że granice okrucieństwa w ciągu kilku dni zupełnie zniknęły, że człowiek zdolny jest do takich potworności.
Don Cheadle wypada dobrze (nawet była chyba nominacja za tę rolę do Oscara), zawodzi raczej drugi plan (choćby Nick Nolte).

To film o tym jak pozostać człowiekiem w chwili grozy, gdy wszyscy zdaje się, że o tym zapomnieli. Dla kogoś kto nic nie czytał o wydarzeniach w Rwandzie, o postawie państw zachodnich i ONZ, film może być interesujący. Jeżeli zaś coś wiecie już na ten temat, obawiam się, że historia tu opowiedziana może wydać się (tak jak mi) trochę zbyt hollywoodzka i grzeczna.     




 ***************
Wrzesień zakończony na blogu zgodnie z planem - po raz kolejny udało się napisać tyle notek ile było dni w miesiącu. Ciekawe jak długo jeszcze uda się takie tempo utrzymać. Stan na dziś: 1733 opublikowane, 120 szkiców (dziś chyba dojdą dwa nowe). Jest zapas :)

Rozstrzygnięcie konkursu i ogłoszenie nowego zostawiam na wieczór lub na jutro. Dziś trochę nietypowo, bo nie o konkretnym tytule, a o kampanii, która wystartowała właśnie dziś i potrwa przez październik.
Reklamowana jako największa akcja promująca czytelnictwo (?) obejmie niestety tylko 6 największych miast. Może warto się pofatygować, żeby skorzystać? Na ulicach pojawi się bowiem trzysta wypożyczalni darmowych e-booków (tak, tak, nie zajawek, ale całych książek!), w których będzie można wybrać jeden z 12 nowych tytułów. Wśród nich m.in. najnowsza powieść Marka Krajewskiego, polska powieść ze świata Metro 2033, Orbitowski, Prokop, Gąsiorowska, Mróz, Vega. Jest z czego wybrać.
Więcej o akcji tu
Ciekawe jaki będzie tego odbiór. W sumie coraz więcej osób ma tablety, komórki z coraz większymi ekranami mają prawie wszyscy. Czemu więc nie namówić na spróbowanie nawet tych, którzy dotąd nie sięgali po e-książki? Wystarczy aplikacja (nie da się więc chyba ściągnąć na czytnik) i zeskanowany kod QR z plakatów. Potem masz 30 dni na lekturę.  
Organizatorami akcji jest Krakowskie Biuro Festiwalowe (wcześniej była to lokalna kampania) i Woblink.

11 komentarzy:

  1. Niestety nie dla mnie, bo nie mam ani tabletu, ani smartfona :) I do dużego miasta też mam kawałek :D Zresztą wolę papierowe książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie bombowa - mam nadzieję, że przynajmniej dwa tytuły dopadnę w ramach akcji

      Usuń
  2. Szkoda, że akcja nie obejmuje Szczecina. Większość takich akcji pomija stolicę województwa zachodniopomorskiego. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano też żałuję, że tylko te duże miasta. Dziś nie znalazłem, przydałoby się info gdzie są te przystanki

      Usuń
    2. Informację o lokalizacjach możecie znaleźć już na stronie głównej projektu CzytajPL na samym dole, nad logotypami :).

      Usuń
  3. Większość akcji omija miasta powiatowe, nie wspominając o wsiach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy wpis. Niestety, jak ktoś już napisała, akcje omijają miasta powiatowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz akcja głównie w sieci więc nawet nie trzeba szukać plakatów :)

      Usuń