poniedziałek, 29 listopada 2021

Kajko i Kokosz. Musical, czyli więcej sentymentu niż zabawy (dla mnie)

Mam sentyment do komiksów, które czytywałem w dzieciństwie i chyba nawet Kajko i Kokosz Janusza Christy stawiam wyżej niż równie kultowego Tytusa. Dlatego, choć nie ukrywam że z pewnymi obawami, udałem się na musical, który Teatr Syrena przygotował jako najnowszą premierę na sezon 2021. Zabrałem ze sobą córkę, choć też już wyrosła z dziecinnych przedstawień, żeby w razie czego pomogła mi spojrzeć na to w miarę obiektywnie, bez sentymentu. Notka powstaje więc głównie dzięki niej, bo sam, prawdę mówiąc chyba nic bym nie napisał. Jak tu krytykować coś, gdy nie jestem odbiorcą - ewidentnie są nim widzowie dużo młodsi. Jak tu chwalić coś, gdy nie łapię tej konwencji, gdy ona mnie nie bawi, a raczej wywołuje zażenowanie.
Umówmy się więc: najlepiej na spektaklu bawią się dzieci. Choć część żartów pewnie lepiej będą łapać ich rodzice, spektakl w reżyserii Jakuba Szydłowskiego uszyty jest ewidentnie na wymiar familijny. Piosenki, cały scenariusz, stroje i różne gagi temu są podporządkowane, choć czuje się, że korzystano z innych doświadczeń teatru i część piosenek i rozwiązań jakoś nie bardzo przystaje do całości. Córa najlepiej to określiła: całość jest napisana tak, że chwytają to dzieci, choć nie wszystko łapią i ludzie po 40, choć oni znowu są ciut zażenowani. Próby mrugania okiem do widza, że niby rozumie się młodzieżowy slang i to co modne, wypadają słabiutko.
Ja bym dodał od siebie, że nie ma tu też wiele rzeczy, które by zaskakiwały - nie ma efektu wow, bo prawie wszystko już było i to dużo lepiej. Dymem i linkami, na których fruwają aktorzy tego się nie uzyska. Jest trochę siermiężnie i niby można to tłumaczyć konwencją, ale odbiera się to raczej jako próby udawania dobrej zabawy.
Frajdą na pewno jest zobaczenie swoich ulubionych postaci, nawet jeżeli nie zawsze wyobrażaliśmy sobie ich wizualnie w ten sam sposób. Ode mnie brawa za rolę Kaprala (Przemysław Glapiński równie fenomenalny jako dyrektorka szkoły). Och, żeby wszyscy zagrali z taką ikrą i mieli tak napisane role. Zdziwienie córki budził fakt, iż to nie Kajko i Kokosz byli na pierwszym planie - tak naprawdę w fabule pierwsze skrzypce grają Mirmił i Hegemon. Jeden marzy o lataniu, drugi w tym czasie chce zająć jego wioskę. Historię z komiksu wymieszano ze scenami z innych tytułów Christy, ale o to raczej nie można mieć pretensji, również o uproszczenia lub o rozbudowę niektórych wątków. Ba, momentami wyszło to nawet przedstawieniu na dobre - szkoła latania wypada jako jeden z bardziej zabawnych momentów spektaklu.  
Fot. ze strony Teatru Syrena


Na pewno jest w tym trochę ducha oryginału. Piosenki i ruch podkręcają ciut tempo, ale co ważne, pokazują też wnętrze bohaterów, raz bardziej komediowo, innym razem nostalgicznie. Jest barwnie i miałem wrażenie, że dzieci bawią się dobrze. Jeżeli więc będziecie szli - idźcie z nimi. Bo dorośli we własnym towarzystwie będą kręcić nosem i nawet na tego, co westchnie z rozrzewnieniem do lektury z dzieciństwa, będzie się patrzyło z goryczą: na coś nas zabrał do teatru. 

Na scenie występują między innymi Jolanta Litwin-Sarzyńska jako Lubawa, Piotr Siejka jako Kokosz, Marta Walesiak jako Czarownica, Zbójcerz, Marek Grabiniok jako Kajko, Magdalena Placek-Boryń/Beata Olga Kowalska jako Lubawa, Michał Konarski jako Hegemon, Marcin Wortmann jako Mirmił.

Kajko i Kokosz. Szkoła latania
reżyseria: Jakub Szydłowski
adaptacja: Marcin Pieszczyk, Marcin Zawada
autor: Janusz Christa
scenariusz: Marcin Pieszczyk, Marcin Zawada
teksty piosenek i reżyseria: Jakub Szydłowski
kompozytor muzyki i przygotowanie wokalne: Jakub Lubowicz
kostiumy: Anna Chadaj
scenografia: Grzegorz Policiński
choreografia: Paulina Andrzejewska-Damięcka
światła: Artur Wytrykus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz