sobota, 6 listopada 2021

Kolacja po amerykańsku, Mama Weed i Ja, Irena i ja

Nazbierało się trochę nowszych rzeczy, ale w biegu na razie garść starszych filmów. Łączy je gatunek komedii, choć każdy z nich jest zupełnie inny. Może coś wypatrzycie dla siebie.
Kolacja po amerykańsku. Punkowe love story. Chwilami odważne i wulgarne, miejscami powiedziałbym dość grzeczne. Oboje mają dość konserwatywne rodziny, dość dobrze ustawione, ale raczej nie dające im wsparcia, oczekujące, że będą chodzić jak na sznurku. O ile on się zbuntował i od dawna z domu ucieka, ma kłopoty z prawem, to ona trochę zamknęła się w swoim świecie. Zakompleksiona, wyśmiewana nastolatka ucieka w świat muzyki, która jej zdaniem najlepiej wyraża bunt, a jej idolem jest punkrockowiec, którego twarzy nikt nie zna.


 

 

Motywem przewodnim można by uznać hasło: rób to co chcesz, a jeżeli ktoś z ciebie się śmieje, to się na nim odegraj. To średnio zabawne, ale jednak to połączenie jakby dwóch światów, dwóch wrażliwości poprzez bunt przeciwko otoczeniu, ogląda się dość sympatycznie. O ile anarchia zwykle kojarzy się z destrukcją, to ta wściekłość ma różowe trampki na nogach, lizaka w gębie i nawet jak klnie robi to z uśmiechem na ustach. Szczerość i naiwność dziewczyny rozbraja nawet największego twardziela. 

Mimo całej bezczelności tej historii, całość jest raczej grzeczna.

Drugi z tytułów to produkcja francuska, w której komediowe jest chyba jedynie samo założenie scenariuszowe, ale całość... Cóż, powiedzmy, że to tak pomiędzy kryminałem, a dramatem? No, ale może mimo braku scen komediowych, sam pomysł Was rozbawi. Oto starsza już pani, tłumaczka pracująca dla policji, zajmująca się m.in. podsłuchami gangów narkotykowych, zupełnie przypadkowo ma okazję przejąć duży transport towaru.
A skoro jest okazja, to może wykorzystać jakieś kontakty z podsłuchu i coś sprzedać? I tak pojawia się na rynku świeża partia narkotyków o niespotykanej czystości, a policja nie może wpaść na ślad kobiety, która staje się legendą w światku handlarzy.
Stres, ryzyko, ale i adrenalina... Chyba dla niej samej to doświadczenie pokazało, że tęskniła za jakąś zmianą w życiu i nie chodziło jedynie o brak kasy. 



I wreszcie propozycja najgłupsza. Dla tych, którzy lubują się w humorze typu Głupi i głupszy, niby w obrazie nie przekracza się granic kultury, ale w słowach i skojarzeniach można już wszystko. Wystarczy powiedzieć: Jimm Carrey i wszystko jasne. Nie sądziłem jednak, że w jakimś filmie partnerowała mu
Renee Zellweger :) Dziwne połączenie, ale podobno na planie było tak gorąco, że potem i poza planem coś iskrzyło.
Aktor zagrał dwie role w jednej i choć pewnie jego wizja schizofrenii mogła oburzyć niejednego, trudno nie odmówić mu pewnego podziwu - mało kto potrafi wyczyniać z twarzą, ciałem takie sztuczki jak on. Wzorowy ojciec, policjant, spokojny mężczyzna, który wszystkim ustępuje oraz jego alter ego, czyli arogancki, brutalny typ, nie przejmujący się innymi... Gdy jeden będzie eskortował kobietę, która jest na celowniku ludzi, którzy nie chcą by zeznawała przeciwko nim, drugi w momentach gdy się będzie pojawiał, wszystko skomplikuje... 

Żarty poniżej pasa, dlatego ostrzegam, że to humor nie dla każdego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz