piątek, 29 października 2021

Jazda na rydwanie - Julian Hardy, czyli gdy bogowie urządzają sobie zawody, a ludzie muszą brać w nich udział

Niełatwo pisać o książce Juliana Hardego, bo trochę wymyka się schematom gatunkowym. Ani to powieść obyczajowa, choć ma takie wątki (a nawet sporą dawkę scen erotycznych), ani też czysty thriller, choć sporo tu wątków, które mają taki charakter. Gdybym ją miał definiować, musiałbym powołać się na mieszankę powieści przygodowej, wojennej, szpiegowskiej, obyczajowej, bo to po prostu wielowątkowy życiorys jednego człowieka, na tle dość szerokiej panoramy historycznej. Od dzieciństwa aż po dojrzałe lata, życie w którym nie brakowało sukcesów, ale i porażek, dramatów i chwil szczęścia. Robert Meissner to człowiek twardy, ale z duszą romantyka, zasadami, sporą dawką szczęścia i domieszką polskiego szaleństwa rodem z szaleńczych szarży naszej kawalerii. Jak dają rozkaz, to potrafi ryzykować własnym życiem, ale gdy wyczuwa okazję do tego, by coś uszczknąć dla siebie, bez krzywdzenia innych lub może kogoś uratować, zrobi to również nie zastanawiając się zbyt długo.
Blisko 900 stron czyta się szybko, bo nie brakuje tu wciągającej akcji, pikantnych scen, przekrętów w stylu Archera czy innych autorów piszących o motywach zemsty, nieszczęśliwej miłości, czy próbie odzyskania honoru lub pieniędzy. Meisnner do robienia interesów miał dobrego nosa, wiedział kiedy zaryzykować, a kiedy się wycofać, nigdy specjalnie nie afiszował się z bogactwem, ale i lubił luksus, potrafił go ukochanej kobiecie zapewnić. Do kobiet miał ewidentną słabość i nie zawsze trafiał szczęśliwie, w pracy też nie zawsze wszystko się wiodło tak jak by tego chciał, tyle że priorytetem był dla niego spokój i bezpieczeństwo bliskich, a nie kariera za wszelką cenę. Miał chwile gdy szaleńczo i desperacko rzucał się w sytuacje ryzykowne, gdy nie czuł chęci do życia, na szczęście jednak one szybko mijały, odkrywał, że jeszcze może zrobić coś sensownego, a i sam ma szansę na to by wrócić do równowagi. Nie zawsze się akceptowało i rozumiało jego wybory, ale trudno odmówić mu naszej sympatii w jego próbach zbudowania własnej strefy komfortu, czy też ryzykowania wszystkim, by ratować kogoś bliskiego. Do tytułu powieści ten bohater pasował jednak idealnie - gdy bogowie urządzili sobie na ziemi wyścigi rydwanów, w których niejednokrotnie stawką było życie zawodników, on nie zamierzał być ich marionetką, nawet jeżeli oznaczać to miało złamanie reguł gry.

Ciekawych miejsc i okoliczności, w których autor umieszcza nie zabraknie, bo przecież nie dość że wojna, to współpraca z brytyjskim wywiadem, tajne działania na terenie PRL, potem Egipt, jakieś zatarczki z Sowietami, potem z mafią zajmującą się narkotykami i handlem ludźmi. Jedyne o co mam trochę żalu, to fakt iż wiele z tych dramatycznych akcji opisanych jest jakoś tak bez specjalnego finału - ot odbyły się i przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, jakby ciekawsze były same przygotowania, niż to co następuje po nich jako konsekwencja pewnych wydarzeń (albo najważniejszą był wzrost aktywów na koncie). Nudy nie ma, ale takie przeskakiwanie od jednej dramatycznej akcji do drugiej, z niewielkim oddechem na rozmyślania o własnym życiu i szczęściu bohatera (i na sceny bardziej pikantne), sprawia że nasze emocje nie są zaangażowane w tak dużym stopniu niż gdyby udało się nakreślić jeden główny wątek, który by trzymał nas w napięciu.  
Rozmach iście epicki, doceniam pomysł, jednak chwilami miałem wrażenie, że wykonanie jest trochę nierówne i nie wciągnęło mnie to aż tak mocno jak choćby cykl "Parabellum" Mroza, moim zdaniem nawet lepszy niż jego powieści kryminalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz