środa, 20 października 2021

Powrót z gwiazd - Stanisław Lem, czyli obcy we własnym domu

lem_powrot-z-gwiazd_m W roku Lema, wstyd byłoby przynajmniej po jedną z powieści nie sięgnąć. Zgromadziłem w tym roku sporo tytułów do kolekcji, tym razem stawiając na ładne wydanie Wydawnictwa Literackiego (dotąd miałem sporo od Agory, a część nawet zostawiam jako dublety, bo jest np. ciekawe posłowie lub jakieś dodatki), a do czytania wybrałem Powrót z gwiazd. Tak, to właśnie z niej jest słynny fragment o tym jak w przyszłości będą wyglądać książki, na który powołują się wszyscy zachwycający się profetycznymi i futurologicznymi wizjami naszego mistrza. To wybór trochę przypadkowy, ale miałem ochotę na jedną z pierwszych powieści, zresztą obok Solaris, które przypominałem sobie nie tak dawno w różnych odsłonach, to jedna ze słynniejszych powieści. 
Gdy myślimy o lotach w kosmos, najczęściej przychodzą nam do głowy niesamowite wizje, pełne ryzykownych sytuacji dni spędzane poza ziemią, tymczasem Lem rozpoczyna swą powieść w miejscu, w którym zwykle można by pomyśleć, że takie historie się kończą, czyli od szczęśliwego powrotu na ziemię.


Właśnie, czy szczęśliwego? Z jednej strony: na pewno, bo przecież wielu, którzy z Halem Breggiem polecieli, już nie wrócili. Z drugiej: jak trudno odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie nikt na ciebie nie czeka, nikt nie wita, a może i nikt nie chce pamiętać. Przez 127 lat od ich wylotu tak wiele się zmieniło. Ludzkość przestała myśleć o podbojach kosmosu, wybiera spokój, dobrobyt, brak ryzyka, bezpieczeństwo. I jest gotowa wiele poświęcić, by go bronić. Jest to więc zupełnie inne spojrzenie na astronautów, których przecież w latach 60 postrzegano raczej jako bohaterów, poszerzających granice postępu. W wizji Lema są widziani raczej jako ryzykanci, ktoś niebezpieczny, kto może sprowadzić na innych jedynie zagrożenie. Bregg nie tylko nie potrafi się odnaleźć, przystosować, ale wręcz tęskni za tym, by wyruszyć w kolejną podróż - lepsze to, niż dostosowanie się do współczesnego kanonu, który dla niego oznacza rezygnację z czegoś co stanowi o wyjątkowości człowieka.
Ciekawa wizja różnych rozwiązań np. dotyczących demografii, ale i sposób na wyeliminowanie przemocy, wojen, agresji, wciąga i fascynuje, szczególnie gdy pomyśli się o tym ile lat temu zostało to napisane. Do tego mamy odrobinę romansu (tak, tak, ale to chyba najsłabsze fragmenty książki), rozważań filozoficznych i etycznych, również na temat sensowności lotów w kosmos. Opisy różnych sytuacji z wyprawy, mniej lub bardziej groźnych i pozwalających poczuć atmosferę towarzyszącą im w przestrzeni kosmicznej, są tu raczej wątkiem pobocznym, powracają we wspomnieniach. A opisy ziemi? To nie do końca jest antyutopia, bo nie dostajemy wprost krytyki społeczeństwa, które wita powracających z gwiazd, to raczej czytelnik sam dokonuje pewnych ocen i refleksji, czy przemiany zachodzące uznaje za dobry kierunek, a "ulepszenie" człowieka za warte poświęcenia pewnych obszarów wolności jednostki. Czy odrzucenie cząstki "zwierzęcej" czyni nas bardziej ludzkimi, czy raczej odwrotnie? 

Mimo upływu lat to wciąż się fajnie czyta, a pojawiające się pytania wcale nie są banalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz