Jak widzę obsadę to spodziewałbym się raczej kolejnej komedii, a tu chyba ktoś miał ambicję nagrać film w miarę aktualny, mocny i w stylu trzymającego w napięciu thrillera. A wyszło tak jak i z większością komedii w Polsce. Dość żenująco.
Zdecydowanie: sprawa tak bolesna dla wielu Polaków jak kredyty, na które zostali namówieni, by zaciągać je we frankach szwajcarskich, zasługuje na lepszy film. Ten jest tak przerysowany, że aż oczy chwilami bolą. Oczywiście - wszyscy pracownicy banków to roboty bezduszne, pazerne i w dupie mające klientów, liczące na premię za zdobycie kolejnej duszy, a ich szefowie to diabły wcielone, które nie tylko myślą o kasie, ale i są za pan brat ze wszystkimi grzechami głównymi.
A i obsada sprawdza się średnio - to jest poziom, który znamy właśnie z beznadziejnych komedii, gdzie nawet aktorzy czują, że grają w czymś żenującym.
Mamy więc do czynienie nie tyle z thrillerem, co raczej z bajką z morałem, który brzmi: nie ufaj bankom, bo to złodzieje. Aha - i czytaj umowy, nawet to co małymi literkami, każ sobie tłumaczyć każdy punkt, żebyś nie wlazł na minę. O ile wątek rodziny, marzącej o własnym M4 ma jeszcze jakąś nośną siłę emocji, tak pozostałe specjalnie jakoś nie wciągają i ma się wrażenie, że są trochę robione na siłę, by udowodnić, że konsekwencje spadną na wszystkich.
Banalnie i płasko. To już kino Vegi lepiej się ogląda, bo przynajmniej jest trochę zabawy. To nie banki muszą się bać tego filmu, a raczej widzowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz