"Weselny toast" łączy pewnego rodzaju nostalgię, z inteligentnym humorem, może więc okazać się jednym z przebojów wakacyjnych w kinach. Może nie na miarę "Nietykalnych", ale to taki rodzaj produkcji, z których wychodzi się z ciepełkiem na serduchu.
I choć chwilami humor może wydawać się ostrzejszy, raczej nie przekraczamy granic dobrego smaku.
Oto Adrian. Od kilkudziesięciu dni przeżywa ogromny kryzys, bo jego ukochana postanowiła "zrobić sobie przerwę" od związku. Przechodzi przez kolejne fazy kryzysu, nawet ostatnio nabrał trochę nadziei na odbudowanie relacji, jednak mimo, że myśli tylko o tym czy ukochana odpisze lub oddzwoni, od kolacji u rodziców nie mógł się wykpić. A tu spada na niego kolejny cios - mimo, że nienawidzi wystąpień publicznych, zostaje poproszony by przygotować i wygłosić na weselu siostry toast. Cały film składa się ze wspomnień Adriana, rozważań na temat tego jak odzyskać utraconą miłość oraz rozkminianiem tego jak ma wygłosić swoją mowę. Takich prób, które może ktoś uzna za inspirowane wstępami stand-uperów jest kilka i każda na swój sposób dość zakręcona.
Gdy neurotyk próbuje być zabawny i stać się duszą towarzystwa, efekt może okazać się odwrotny. Zwłaszcza gdy pogrążony jest w depresji. Nie jest to może komedia, gdzie sala skręca się ze śmiechu, a raczej sympatyczna historia o tym jak różne mogą być drogi do szczęśliwego związku, uśmiech na wielu twarzach na pewno jednak przywoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz