Kolejna książka Ewy Cielesz za mną - czy mówiłem, że mam słabość do tej autorki? Po raz kolejny dostarcza czytelnikom historię, która może poruszać, pokrzepiającą, ale nie w sposób banalny, tylko pokazując prawdziwe życie. Tym razem, jak sama wyznaje, sięgnęła po historię dość osobistą, bo zainspirowaną doświadczeniami własnej córki.
Bohaterki Cielesz często startują z poziomu Kopciuszka, tylko że choć czasem może i marzą o balu i księciu, żadna wróżka nie zmieni im życia - one same muszą wykorzystać szanse i ominąć pułapki, rozpoznać je, uczyć się na błędach i podejmować własne decyzje. Nie jest to oczywiście proste, szczególnie jeżeli ktoś nie miał rodziców, którzy by go wspierali, wierzyli w jego możliwości i pchali do przodu.
Bohaterka powieści, czyli Alicja nigdy specjalnie nie otrzymywała wiele ciepła - matka wychowywała ją sama, stawiając raczej kolejne wymagania i rzadko okazując wdzięczność czy pochwały. To dom w którym niewiele jest przytulania i okazywania uczuć i może dlatego Alicja tak bardzo ich pragnie, tak bardzo jej ich w życiu brakuje.
Niestety - nie wszystko co wydaje się połyskliwe ma wartość złota, tak i ona niestety dokonuje wyboru mało szczęśliwego. Najpierw bardzo ostrożnie podchodzi do tej relacji, ale z każdym dniem chłopak coraz bardziej ją oczarowuje, nie tylko słowami, gestami, ale i tym jak jest pewny siebie, jaką wokół siebie buduje aurę. Dziewczyna dostrzega pewne drobne, niepokojące sytuacje, ale bagatelizuje je, wydaje jej się, że będzie potrafiła je zmienić, broni chłopaka przed przyjacielem, który się o nią niepokoi. I z dnia na dzień, staje się coraz bardziej od niego zależna, to on chce decydować o każdym jej kroku. Złota klatka? Nawet i nie złota, bo okazuje się, że wiele rzeczy było budowanych na kłamstwach, a wycofanie się z tego toksycznego związku jest coraz trudniejsze.
U Cielesz wcześniej też można było znaleźć obok słońca i miłości, również chmury i gorycz. Tu jednak te drugie stały się tematem przewodnim. To nie tylko proces wchodzenia w taką relację, ale i żmudna droga do tego by na nowo odbudować poczucie własnej wartości i odnaleźć zaufanie do innych. Może komuś pomoże do w dostrzeżeniu sygnałów ostrzegawczych wokół siebie, tej granicy, która zwykle umyka, a której lepiej nie przekraczać, tylko jak najszybciej uciekać. Przemoc ma oblicze nie tylko pięści czy kopniaka, a życie w nieustannym kręgu przemocy emocjonalnej czy fizycznej, okraszanej fazą miesiąca miodowego, przeprosinami i tłumaczeniem, odbiera energię do życia, ale i wpędza w poczucie winy (choć przecież realnie nie ma w tym żadnej winy ofiary). Czyż to nie dobry przykład na to, że książki obyczajowe nie muszą być słodkimi bajkami o niczym? Pokrzepienie i dawanie nadziei może mieć oblicze mniej cukierkowe, ale bardziej realne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz