Poruszający reportaż i powrót do wspomnień z dzieciństwa. Próba konfrontacji z bolesną przeszłością i znalezienia w sobie spokoju. Piękna i wzruszająca proza.
I w sumie tyle można by było zostawić, nie trzeba nic dodawać. Trudno bowiem się nawet pisze o takiej prozie, pełnej bardzo osobistych refleksji, obrazów, bólu, który po wielu latach powraca. On był cały czas, ale być może lepiej go było nie ruszać. Przyszedł jednak czas, by zamknąć i ten rozdział. Możemy mieć tylko nadzieję, że ukojenie udało się znaleźć, mimo, że miejsca pochówku rodziców wciąż pozostaje nieznane.
Jerzy Szperkowicz to prywatnie mąż Hanny Krall i możemy się jedynie domyślać, na ile inspirowała go do zebrania tego co w sercu i w głowie, do podzielenia się tym. Po 50 latach wraca na Białoruś, by szukać świadków, śladów, odpowiedzi, związanych z zamordowaniem jego rodziców. To podróż do krainę dzieciństwa, choć tych miejsc już przecież nie ma, wyglądają inaczej. W jego głowie wciąż nadal są żywe.
Nie ma tu prób osądzania, pragnienia zemsty, choć jest na pewno ból i zdziwienie, że drugi człowiek mógł być zdolny do czegoś takiego, że nie stanął w obronie nikt z sąsiadów. Wtedy może wygrał strach, ale jak zatem tłumaczyć milczenie przez kolejne dekady? Partyzantka w oczach władz i w oczach ludności musi pozostać bohaterska, nie wolno przypisywać jej czynów bandyckich. A jeżeli one były? To trzeba o nich zapomnieć...
To nie jest wykład na temat historii, relacji pomiędzy różnymi narodowościami, ale i tak z tej niewielkiej książki można sporo takich informacji wyciągnąć. Kto witał Armię Czerwoną, a kto hitlerowców i dlaczego, jak postawy i losy przodków mogły rzutować na los dzieci i wnuków... Czy jednak tłumaczy to wybuchy agresji i mordowanie całych rodzin?
Poruszająca lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz